Kwiecień 2022

Jedna z pobliskich galaktyk może zostać wchłonięta przez centralną supermasywną czarną dziurę. Czy to samo czeka Drogę Mleczną?

Ostatnio coraz częściej słyszymy, że kolejne kosmiczne zjawisko zaskoczyło astronomów. Znowu ogromny wybuch w sąsiednim nam regionie kosmosu zadziwił naukowców. Według obserwacji stwierdzono, że jedna galaktyka zmieniła się w ostatnim czasie tak znacznie i jaśnieje tak bardzo, że musiało tam dojść do jakiegoś wybuchu.

 

Do odkrycia naukowcy wykorzystali 305-metrowy teleskop w Arecibo .  Prowadzono badania rozbłysku z NGC 660, galaktyki spiralnej, która znajduje się 20 milionów lat świetlnych od nas i znajduje się w konstelacji Ryb.  Wybuch był dziesięć razy jaśniejsze niż rozbłyski największych znanych nam supernowych.

 

Zespół naukowców próbował ustalić przyczynę tego zjawiska.  Zaangażowano międzynarodową sieć teleskopów.  Było to konieczne, aby wykonać szczegółowy obraz tej galaktyki.  Wysoka rozdzielczość była kluczem do zrozumienia, co się tam dzieje.  Powstały obraz jest bardziej złożony niż się spodziewano.  Myśleli, że zobaczą supernową lub rozszerzający się pierścień superszybkiego strumienia materiału z jądra galaktyki.  Zamiast tego zobaczyli pięć jasnych źródeł promieniowania, jedno w pobliżu centrum galaktyki, i po dwa po bokach.

 

Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tego fenomenu jest działalność centralnej czarnej dziury, która zaczęła pochłaniać galaktykę NGC 660. Aby to potwierdzić, naukowcy będą nadal obserwować tą galaktykę, co pozwoli upewnić się, że eksplozja była rzeczywiście spowodowana przez materię zasysaną do czarnej dziury w centrum galaktyki. 

 

Teoria zostanie potwierdzona, jeśli powstanie tak zwany dysk akrecyjny, czyli szybko obracający się materiał wokół czarnej dziury. Powinien powstać zanim wszystko zostanie ostatecznie wessane do studni grawitacyjnej.  Ogromne siły będą generować strumień cząstek, które wybuchają na zewnątrz z prędkością bliską prędkości światła.

 

Astronomowie bacznie obserwują chmury gazów w naszej Drodze Mlecznej, jedna z nich ma spaść do centralnej czarnej dziury w naszej galaktyce już w połowie tego roku. Obserwacje NGC 660 mogą nam, zatem pokazać nasza przyszłość.

 

 

Dodaj komentarz

Szybki wzrost czarnych dziur zaskoczył astronomów

Przez wiele lat naukowcy uważali, że supermasywne czarne dziury znajdujące się w centrach galaktyk zwiększają swoją masę w stosunku do wzrostu ich macierzystych galaktyk. Jednakże nowe obserwacje ujawniają zupełnie inne mechanizmy interakcji czarnych dziur i galaktyk.

 

Uczeni stwierdzili, że czarne dziury rosną znacznie szybciej niż do tej pory uważano. W obrębie galaktyk istnieją ogromne obłoki gazowe, które według astrofizyków mogą powodować powstawanie gwiazd, lub zostać pochłonięte przez centralną czarną dziurę. Od ponad dziesięciu lat główne modele matematyczne stosowane do symulacji wzrostu czarnych dziur zakładały dokładną korelację między masą galaktyki i ich wielkością

Teraz wiemy, że dziesięciokrotny wzrost całkowitej masy wszystkich gwiazd w galaktyce odpowiada znacznie większemu, bo 100-krotnemu wzrostowi masy czarnej dziury - powiedział uczestnik badania, profesor Alistair Graham. 

 Przypomnijmy, że astrofizycy nazywają czarne dziury, regionami czasoprzestrzeni o bardzo silnym polu grawitacyjnym. Twory te bywają nazywane studniami grawitacyjnymi z tym, że nie czerpie się z nich a wręcz przeciwnie wchłaniają wszystko ze światłem padającym na nie włącznie, i nie emitują własnego, dlatego wydają się czarne, a tak właściwie są one po prostu niewidoczne.

 

Naukowcy wykrywają czarne dziury dzięki stosowaniu zjawiska zwanego soczewkowaniem grawitacyjnym. Jest to skuteczna metoda lokalizowania tych obiektów w przestrzeni kosmicznej. Oczywiście lokalizacja centralnie umieszczonych wielkich czarnych dziur nie jest tak wielką zagadką jak one same. Mamy taki twór w centrum Drogi Mlecznej i bynajmniej za dużo o nim nie wiemy.

 

Ostatnio docierają rozmaite informacje na temat centralnych dziur w tym naszej, Sagittariusa-A*. Okazało się na przykład, że sieją one niebezpieczne promieniowanie rozciągając je na dziesiątki tysięcy lat świetlnych. Na szczęście Ziemia znajduje się w odpowiedniej odległości, ale mnogość zjawisk takich jak długotrwały rozbłysk Gamma, który zwykle trwa sekundy i minuty, ale wystarczy supermasywna czarna dziura i gwiezdny system podwójny kończący w niej swój żywot i okazało, że masywne czarne dziury są w stanie emitować ogromne ilości promieniowania gamma i to przez dni a nawet tygodnie.

 

Odkrycia odnośnie wzrostu supermasywnych czarnych dziur są tez istotne w kontekście nadchodzących zdarzeń. Astronomowie oczekują, że czarna dziura znajdująca się w centrum Drogi Mlecznej zacznie wkrótce konsumować obłok gazu, który od kilku lat zbliża się do tak zwanego horyzontu zdarzeń. Gdy do tego dojdzie należy się spodziewać utworzenia dysku akrecyjnego poprzedzającego zwykle wessanie materii do czarnej dziury.

 

Obserwacje Sagittariusa A* mogą być bardzo przydatne w celu pogłębienia wiedzy ludzkości na temat tych zdumiewających obiektów w przestrzeni kosmicznej. Badanie na temat supermasywnych czarnych dziur i ich nagłego wzrostu będzie wkrótce opublikowane w prestiżowym czasopiśmie branżowym Astrophysical Journal.

 

 

Dodaj komentarz

Tajemniczy sygnał z centrum Drogi Mlecznej, doczekał się "wyjaśnienia"

Jeszcze w październiku ubiegłego roku, naukowcy odkryli dziwny sygnał radiowy z galaktycznego centrum Drogi Mlecznej. Transmisja znikała, a następnie pojawiała się w niemal losowych interwałach. Zdaniem Zitenga Wang'a, doktoranta na Wydziale Fizyki Uniwersytetu w Sydney, który analizował dane zebrane przez australijski radioteleskop ASKAP, jego źródłem jest jeden punkt, a sam sygnał powtórzył się ponad 2 miliony razy.

 

Wspomniany obiekt, emitował potężne fale radiowe przez cały rok 2020, a jego nieregularna struktura, jak również spolaryzowana emisja radiowa, nie przypominały wcześniejszych transmisji. Tego dziwnego sygnału, nie można było wykryć w świetle rentgenowskim, widzialnym ani podczerwonym. Ostatecznie, sygnał radiowy zniknął, mimo że naukowcy nasłuchiwali go przez kilka miesięcy, za pomocą dwóch różnych radioteleskopów.

 

Najdziwniejsze jest jednak to, że ten sam sygnał niespodziewanie pojawił się ponownie, w około rok po jego pierwszym odkryciu. W tym wypadku, zanikł w zaledwie dzień później, co zdaniem badaczy wskazuje na to, że nie jest to zwykła martwa gwiazda. Zespół przesłał swoje dane innym radioastronomom, prosząc o teorie na temat zagadkowych odczytów. Badacze załamali ręce informując zgodnie, że nigdy wcześniej nie wykryli czegoś takiego.

 

 

Wniosek naukowców jest więc następujący. Nowe odkrycie jest narazie niemożliwe do zidentyfikowania oraz może należeć do niejasnej kategorii tajemniczych sygnałów z jądra Drogi Mlecznej. Nauka określa je mianem GCRT(galactic center radio transients), a przed sygnałem z 2020 roku, zidentyfikowano tylko trzy takie obiekty. GCRT są tajemnicą od dziesięcioleci i nikt tak naprawdę nie wie, jaki rodzaj gwiazdy wytworzyłby te unikalne sygnały. Nie jest to zresztą szczególnie spójna grupa obiektów, a każdy GCRT jest nieco inny.

 

Prowadzi to niektórych badaczy do wniosku, że zaklasyfikowane w ten sposób sygnały, nie muszą pochodzić od tego samego typu obiektu. Nauka, póki co wyczerpała potencjalne wyjaśnienia dla zagadkowego sygnału z 2020 roku. Zespół profesor Tary Murphy, który zajmował się analizą tych danych, pewien tylko jednego. Odkryte sygnały nie pochodzą od obcej cywilizacji technicznej, ponieważ takie transmisje obejmowałyby znacznie węższy zakres częstotliwości, tak jak robią to ludzkie radia.

 

Dodaj komentarz

Supermasywna gwiazda nagle zniknęła. Astrofizycy nie rozumieją co się stało

Zgodnie z pracą naukową opublikowaną niedawno w Monthly Notices of the Royal Astronomical Society, jedna z gwiazd w galaktyce PHL 293B, zniknęła bez śladu. Naukowcy są w kropce, ponieważ nagłe zniknięcie tak dużego obiektu jest trudne do wyjaśnienia.

 

Wspomniana gwiazda została zaobserwowana po raz pierwszy w 2001 roku i była monitorowana aż do 2011 roku. Dopiero w 2019 roku gdy ponownie podjęto nad nią badania przy użyciu teleskopu VLT, okazało się iż naukowcy nie są już jej w stanie wykryć. Galaktyka karłowata PHL 293B w której znajduje się to ciało niebieskie, znana również pod nazwą galaktyki Kinmana, leży 75 milionów lat świetlnych od Ziemi. 

Galaktyka karłowata Kinmana



Ze względu na dzielący nas dystans, astronomowie prowadzą analizy w oparciu o najbardziej jasne obiekty. Rzekoma zaginiona gwiazda, to obiekt typu LBV. Zdaniem astronomów, ma on być 2,5 miliona razy jaśniejszy od naszego Słońca, a zatem trudno nie pochylić się nad przyczyną jego zniknięcia. Gwiazdy z kategorii LBV są z reguły masywne i zbliżają się do końca swojego istnienia.

LBV AG Carinae widziane przez Teleskop Hubble'a

Naukowcy nie są pewni co spowodowało tak dziwaczne zachowanie tej gwiazdy. Wiadomo iż doświadczyła ona nagłego wzrostu jasności w 2011 roku, a więc być może jest już zbyt słaba aby dało się ją dostrzec. Druga z teorii, sugeruje że mogła ona doświadczyć bardzo rzadkiego zjawiska, w którym zapadła się do postaci czarnej dziury bez towarzyszącej supernovy. Do tej pory takie zjawisko zostało zaobserwowane jedynie raz w galaktyce NGC 6946.

 

 

Dodaj komentarz

Agencja ESA chce stworzyć konstelację satelitów wokół Księżyca

Europejska Agencja Kosmiczna stworzy nawigację satelitarną na Srebrnym Globie. "Księżycowe GPS" zapewni tamtejszym astronautom dokładną informację o ich położeniu i dostarczy funkcje telekomunikacyjne.

 

Zgodnie z założeniami agencji ESA, która pracuje nad projektem o nazwie Moonlight, jeszcze w tej dekadzie na orbitę Księżyca wysłane zostaną satelity. Konstelacja będzie składać się z co najmniej trzech satelitów pozycjonujących i przekaźnikowych, aby zapewnić globalny zasięg. ESA może również umieścić nadajniki na powierzchni Księżyca, aby poprawić dokładność sygnałów nawigacyjnych. Projekt Moonlight jest na etapie badań wykonalności.

 

Agencja ESA zwróciła się do dwóch konsorcjów przemysłowych w Europie, aby określiły, jak powinien wyglądać system nawigacji satelitarnej i telekomunikacji na Księżycu. Pierwsze konsorcjum jest kierowane przez brytyjskiego producenta małych satelitów, firmę Surrey Satellite Technology Limited (SSTL), a drugie - przez włoską firmę Telespazio, zajmującą się systemami kosmicznymi. 

Pomysł Europejskiej Agencji Kosmicznej ma przede wszystkim ułatwić bezzałogowe i załogowe loty na Księżyc, które mają odbyć się w nadchodzących latach. "Księżycowe GPS" zmniejszy ryzyko i obniży koszty misji organizowanych zarówno przez państwowe agencje, jak i prywatne firmy.

 

Projekt Moonlight to także zapowiedź kolonizacji Księżyca. System nawigacji satelitarnej i telekomunikacji pozwoli na sprawną wymianę danych między Srebrnym Globem a Ziemią, a nawet umożliwi organizowanie wideokonferencji z udziałem astronautów na Księżycu i ludzi na Ziemi.

 

Dodaj komentarz

NASA pokazała, jak Słońce zachodzi na innych planetach

Zachód słońca jest jednym z najpiękniejszych zjawisk w przyrodzie. Jednak znamy go tylko z Ziemi, ewentualnie dzięki łazikom, z Marsa. Jak zatem wygląda zachód Słońca na Uranie czy na Wenus?





Planetolog z NASA Space Flight Center, Geronimo Villanuevastworzył wizualny model zachodów słońca na Uranie. Okazało się, że wyglądają jak nasycony lazur, który znika w kolorze niebieskim z odcieniami turkusu. Ten niebiesko-zielony kolor pochodzi z interakcji światła słonecznego z atmosferą planety. Kiedy światło wchodzi do atmosfery planety, wodór, hel i metan absorbują czerwoną długość fali światła. Krótkofalowe niebieskie i zielone części są rozproszone, gdy fotony odbijają się od cząsteczek gazu i innych cząstek w atmosferze.

 

Aby zweryfikować dokładność swojej symulacji naukowiec postanowił symulować zachód słońca na innych planetach i planetoidach min. na Marsie, Wenus, Tytanie a także na TRAPPIST-1 e. Ponieważ te ciała niebieskie obracają się daleko od światła słonecznego, podczas zachodu słońca fotony rozpraszają się w różnych kierunkach w zależności od ich energii i rodzajów molekuł w atmosferze. W rezultacie każdy obiekt ma swoją unikalną paletę kolorów. Biała kropka oznacza położenie Słońca.

 

Modele nieba z różnych obiektów kosmicznych są teraz nową funkcją narzędzia online o nazwie Planetary Spectrum Generator. Ta technologia pomaga naukowcom odtworzyć sposób, w jaki światło jest przekazywane przez atmosfery planet, egzoplanet, księżyców i komet, aby zrozumieć, z czego składa się ich atmosfera i jaki jest skłąd ich powierzchni.

 

 

Dodaj komentarz

Jedna na cztery planety pozasłoneczne może mieć oceany

Liczba egzoplanet z oceanami może być znacznie wyższa niż wcześniej sądzono. Obliczenia wykazały, że co czwarta planeta może zawierać lodowy lub ciekły ocean.

 

Wewnątrz Układu Słonecznego znajduje się kilka ciał niebieskich, na których naukowcy nie wykluczają istnienia prymitywnych form życia w teraźniejszości lub w przeszłości. Wśród nich są Mars, Ceres, Callisto, Europa, Ganimedes, Enceladus, Tytan, ale mogą również znajdować się pod powierzchnią Dion, Mimasa, Trytona i planetę karłowatą Pluton.

 

Na tych ciałach, obecnie lub z dużym prawdopodobieństwem w przeszłości, istniały płynne oceany zawierające duże objętości ciekłej wody, a także cząsteczki organiczne. Ruch pływowy może powodować ich podgrzewanie, co zdaniem naukowców jest niezbędne do życia. Wszystko to prowadzi naukowców do pytania o to czy istnieje wiele podobnych ciał niebieskich z oceanami w systemach planetarnych innych gwiazd.

 

Próbowali na nie odpowiedzieć specjaliści z Goddard Space Center z NASA. W swoich badaniach, opublikowanych w czasopiśmie Publications of Astronomical Society of the Pacific, przeanalizowali próbki znanych układów planetarnych i doszli do wniosku, że planety z oceanami są częstym zjawiskiem w naszej galaktyce. Aby się tego dowiedzieć, naukowcy próbowali oszacować, ile egzoplanet ma aktywność geologiczną, której towarzyszą emisje materii, prawdopodobnie będą to w stanie dostrzec dopiero teleskopy zbudowane przez naukowców przyszłych pokoleń.

Kriowulkany na Enceladusie - źródło: NASA

Już teraz wiemy jednak na pewno, że emisje wody w przestrzeń kosmiczną następują na księżycach Europa i Enceladus, więc możemy powiedzieć, że ponad wszelką wątpliwość, że pod skorupą lodową tych ciał znajdują się oceany i mają one wystarczającą ilość energii, aby wesprzeć te emisje. Dlatego wskazuje się te obiekty jako prawdopodobnie zamieszkałe przez życie pozaziemskie. A skoro tak, to podobnych warunków można też poszukać na innych układach planetarnych.

 

Naukowcy wybrali 53 znane planety pozasłoneczne, które nie są większe niż 2 promienie Ziemi i nie ważą więcej niż 8 mas Ziemi, i oszacowali, ile ciepła mogą uwolnić takie planety. Przykład Układu Słonecznego mówi, że istnieją dwa źródła własnego ciepła - rozpad pierwiastków promieniotwórczych w skorupie i płaszczu oraz skutki pływowe innych ciał. W przypadku Ziemi energia rozpadu jest uwalniana w postaci ruchów wulkanicznych i tektonicznych. Na satelitach, takich jak Europa, Enceladus, Tryton, obserwowany jest kriowulkanizm i ruch skorupy lodowej.

 

Obliczenia wykazały, że ponad jedna czwarta wybranych egzoplanet (26% lub 14 z 53) ma większe szanse na oceany, a uwalnianie energii większości z nich przekracza uwalnianie energii w Europie lub Enceladusie. Wiedza na temat uwalniania energii przez planetę jest niezwykle ważna przy ocenie jej możliwości do zamieszkania. Na przykład zbyt duża aktywność wulkaniczna może zmienić powierzchnię w pozbawioną życia pustynię, a emitowane gazy jednocześnie zatruć całą atmosferę. Przeciwnie, zbyt słaba aktywność może prowadzić do braku gazów cieplarnianych w cienkiej atmosferze.

 

 

Ponadto naukowcy zbadali słynny układ planetarny TRAPPIST-1, składający się z siedmiu planet stałych, z których trzy znajdują się w strefie zamieszkania. Według obliczeń NASA cztery planety tego układu - e, f, g, h - mogą mieć oceany. Według naukowców uzyskane szacunki mogą wskazywać, na jakie cele należy zwrócić uwagę podczas badań przy użyciu nowych teleskopów. Jednym z nich będzie długo oczekiwany kosmiczny teleskop Jamesa Webba. 

 

Dodaj komentarz

Potencjalnie niebezpieczne asteroidy mogą zostać zneutralizowane za pomocą specjalnych lin

Niebezpieczne asteroidy, znajdujące się na kursie kolizyjnym z Ziemią, co jakiś czas dokonują dzieła zniszczenia na naszej planecie. Z tego powodu astronomowie starają się wykryć na czas takie obiekty, aby zyskać czas w celu przeciwdziałania kolizji. Zaproponowano nową metodę radzenia sobie z takim kosmicznym zagrożeniem - i to z wykorzystamiem lin!

 

W pobliżu naszej planety stale przelatują większe i mniejsze ciała niebieskie. Zlokalizowano już tysiące obiektów, których orbity przebiegają w pobliżu Ziemi. Takie asteroidy nazywane są NEO - Near Earth Object. Niektóre z nich są potencjalnie niebezpieczne, co określa się jako PHA - Potentially Hazardous Asteroid, i niosą one ryzyko zderzenia z Ziemią, co może prowadzić do katastrofalnych konsekwencji i śmierci dziesiątek tysięcy ludzi.

 

Jednym z możliwych sposobów zapobiegania zderzeniom z PHA jest bombardowanie asteroidy ładunkami jądrowymi. Jednak ta metoda jest traktowana jako działania ostatniej szansy, bo jest obarczona dużym ryzykiem, że nasza planeta będzie musiała wtedy stawić czoła radioaktywnemu deszczowi meteorów. 

 

Nowa, bardziej delikatna metoda została opracowana przez panią Flavianę Venditti z Arecibo Observatory i University of Central Florida, proponuje ona zmianę trajektorii potencjalnie niebezpiecznej asteroidy poprzez połączenie jej mocną liną z innym małym ciałem niebieskim. Według Venditti, środek ciężkości takiego układu przesunie się, a w konsekwencji zmieni się również orbita obiektu PHA. 

 

Naukowcy przetestowali już ten pomysł przy użyciu modelu komputerowego. Obiektem badawczym w symulacji była asteroida (101955) Bennu, która z prawdopodobieństwem 1: 4000 może się zderzyć z Ziemią w drugiej połowie XXII wieku. Obliczenia wykazały, że system lin naprawdę może zmienić trajektorię takiego ciała niebieskiego.

 

 

Jedną z wad tego pomysłu jest to, że jej zastosowanie może zająć więcej czasu niż wiele innych metod, na przykład uderzenie kinetyczne w asteroidę, przetestowane przez NASA w ramach misji Deep Impact. Z asteroidą Bennu również rozważane jest takie uderzenie kinetyczne. Asteroida ma około 500 metrów średnicy, zatem ewentualne zderzenie z Ziemią mogłoby wywołać katastrofalne skutki. 

 

NASA oraz agencja National Nuclear Security Administration (NNSA) pracują nad projektem statku kosmicznego, który mógłby odeprzeć taką potencjalnie niebezpieczną asteroidę. Statek otrzymał roboczą nazwę HAMMER (Hypervelocity Asteroid Mission Mitigation for Emergency Response), czyli młot.

Jednak eksperci uspokajają, że w kontekście zagrożenia przez Bennu, "młot" będzie potrzebny dopiero w XXII wieku, a konkretnie przed 25 września 2135 roku.

 

Dodaj komentarz

Mars mógł kiedyś posiadać pierścienie jak Saturn

Naukowcy z Instytutu SETI i Uniwersytetu Purdue analizowali nachylenie orbity Deimosa, marsjańskiego księżyca. Badacze doszli do wniosku, że orbitę tego księżyca można wyjaśnić tylko w jeden sposób – miliardy lat temu, Mars musiał posiadać pierścień.

 

Przez bardzo długi czas, naukowcy byli przekonani, że odkryte w 1877 roku dwa marsjańskie księżyce były wcześniej asteroidami, które zostały przechwycone przez planetę. Ponieważ ich orbity leżą niemal na tej samej płaszczyźnie co równik Marsa, księżyce musiały powstać w tym samym czasie, co sama planeta. Jednak orbita Deimosa jest nachylona o 2 stopnie. Wcześniej naukowcy nie przywiązywali do tego większej wagi.

 

W 2017 roku, David Minton, profesor na Uniwersytecie Purdue oraz jego ówczesny student Andrew Hesselbrock zauważyli, że wewnętrzny księżyc Marsa, Fobos, traci wysokość. W przyszłości, jego orbita obniży się do tego stopnia, że siły pływowe rozerwą go na drobne fragmenty, które stworzą pierścień. Naukowcy doszli do wniosku, że przez kilka miliardów lat mogły istnieć generacje marsjańskich księżyców, które po zniszczeniu tworzyły pierścień, natomiast pierścienie mogły dawać początek nowym, mniejszym księżycom.

Dejmos – źródło: NASA/JPL-Caltech/University of Arizona

Przeprowadzone symulacje numeryczne zdają się potwierdzać nową teorię. Nachylenie orbity Deimosa, jak wskazują naukowcy, może wynikać z rezonansu orbitalnego 1:3 z dawnym księżycem „proto-Fobosem”, którego masa była 20 razy większa od masy Fobosa. Co więcej, Dejmos ma kilka miliardów lat, natomiast Fobos może mieć zaledwie 200 milionów lat.

 

W 2024 roku, japońska agencja JAXA zamierza wysłać statek kosmiczny na Fobosa, aby pobrać próbki z jego powierzchni i dostarczyć je na Ziemię. Badania materiału księżycowego mogą potwierdzić, lub ewentualnie odrzucić nową teorię.

 

Dodaj komentarz

Cały wszechświat mógł niegdyś obracać się w niekontrolowany sposób

We wczesnych etapach swojego istnienia, cały wszechświat mógł obracać się w niekontrolowany sposób. Tak przynajmniej zdaje się sugerować nowe badanie przeprowadzone w ramach projektu Sloan Digital Sky Survey, Rapid Response System, Panoramic Survey Telescope oraz Teleskopu Hubble'a.



Opierając się na współczesnych modelach kosmologii, naukowcy spodziewali się, że równie wiele galaktyk będzie obracało się zgodnie z ruchem wskazówek zegara co i odwrotnie. Jednak dane ze wspomnianego eksperymentu natrafiły na zaskakujący brak równowagi w tym zestawieniu.

Zgodnie ze słowami jednego z autorów badania, Liora Shamira z Kansas State University:

Różnica nie jest ogromna, wynosi zaledwie 2 procent, jednak mając na uwadze olbrzymią liczbę galaktyk we wszechświecie, prawdopodobieństwo takiego podziału wynosi mniej niż 1:1000000. Asymetria wygląda inaczej w zależności od tego w które miejsce kosmosu zwraca się teleskop. Patrząc z ziemskich biegunów, większość wszechświata zdaje się obracać odwrotnie do ruchu wskazówek zegara, jednak na równiku dzieje się na odwrót.

Zdaniem Shamira, takie zjawisko mogło zostać wywołane gdyby wszechświat we wczesnych etapach swojego istnienia obracał się w różnych kierunkach. Jeśli okazałoby się to prawdą, to astronomowie powinni natrafić na ślady takich ruchów obrotowych podczas obserwacji najmłodszych galaktyk. To z kolei zmusiłoby społeczność naukową do zrewidowania dotychczasowych modeli.

 

Dodaj komentarz

Strony