Czerwiec 2022

Astronomowie obliczyli, że w widzialnym Wszechświecie jest 10 razy więcej galaktyk niż podejrzewaliśmy

Dotychczasowe szacunki wskazują, że w widzialnym Wszechświecie może istnieć od 170 do 200 miliardów galaktyk. Jednak z najnowszych badań, przeprowadzonych przez międzynarodowy zespół astronomów wynika, że liczba ta jest zdecydowanie za niska i powinniśmy pomnożyć ją aż dziesięciokrotnie.

 

Naukowcy skorzystali ze zdjęć głębokiego kosmosu i innych danych, pochodzących z Teleskopu Kosmicznego Hubble'a oraz Głębokiego Pola Hubble'a. Na tej podstawie stworzono trójwymiarowe obrazy i odtwarzano liczbę galaktyk na różnym etapie rozwoju Wszechświata. Następnie, przy pomocy modeli matematycznych, ustalono liczbę galaktyk, których nie potrafilibyśmy zobaczyć dzisiejszymi teleskopami.

 

Badania pozwoliły ustalić, że w widzialnym Wszechświecie znajduje się  około 10 razy więcej galaktyk niż dotychczas podejrzewaliśmy. Ich liczba może wynosić nawet 2 biliony. To oznacza, że aż 90% galaktyk jest nam zupełnie nieznanych i nie potrafimy ich dostrzec, ponieważ mogą być zbyt ciemne i/lub zbyt odległe.

 

Profesor astrofizyki i główny autor badania, Christopher Conselice z Uniwersytetu Nottingham powiedział: "To zdumiewające, że ponad 90% galaktyk we Wszechświecie musi jeszcze zostać przebadanych. Kto wie jakie interesujące właściwości znajdziemy, gdy zaczniemy obserwować te galaktyki przy pomocy teleskopów kolejnej generacji". 

 

Źródła:

http://iopscience.iop.org/article/10.3847/0004-637X/830/2/83

http://www.livescience.com/56486-universe-has-10-times-more-galaxies-hub...

Dodaj komentarz

W wyniku Wielkiego Wybuchu mogły powstać dwa Wszechświaty

Wielki Wybuch mógł doprowadzić do powstania nie jednego, lecz dwóch podobnych do siebie Wszechświatów. Takiego zdania są naukowcy, którzy przedstawili swoją zupełnie nową teorię, według której Wszechświaty te mogą zachowywać się niczym lustrzane odbicie.

 

Teorię opracował dr Julian Barbour z brytyjskiego College Farm, dr Tim Koslowski z kanadyjskiego University of New Brunswick oraz dr Flavio Mercati z Perimeter Institute for Theoretical Physics, również z Kanady. Ich zdaniem Wielki Wybuch mógł doprowadzić do powstania dwóch Wszechświatów. Ten drugi porusza się w przeciwnym kierunku ale mógł również ewoluować i zmieniać się na swój sposób.

 

Co ciekawe, naukowcy uważają, że wraz z Wielkim Wybuchem mogła również powstać nie jedna, lecz dwie strzałki czasu, które wskazują w przeciwne kierunki. Z naszej perspektywy, czas w drugim Wszechświecie cofałby się wstecz, i na odwrót.

 

Fizycy opracowali prosty model, składający się z grupy tysiąca cząsteczek aby zasymulować Wielki Wybuch. Cząstki te rozprzestrzeniały się w dwóch kierunkach, stąd też badacze doszli do opisanych wyżej wniosków. Naukowcy uważają, że opracowana przez nich teoria otwiera przed nami zupełnie nowy sposób myślenia o Wielkim Wybuchu.

 

Dodaj komentarz

Jaką wartość posiada Księżyc?

Ziemia posiada tylko jednego naturalnego satelitę - jest nim Księżyc. Ciężko byłoby wyobrazić sobie jego utratę, gdyż wywiera on wpływy nie tylko na naszą planetę, ale także na nas samych. To dzięki niemu możemy obserwować takie zjawiska jak np. zaćmienie Słońca. To Księżyc sprawia, że noc nie jest czarna jak kawa. Lecz w dzisiejszym świecie niestety wszystko można spieniężyć - nawet Księżyc.

 

Większość z nas spogląda na Srebrny Glob z bardzo różnych przyczyn, ale na pewno nie z powodów finansowych. Na Ziemi istnieje jednak garstka ludzi, która coraz szybciej się powiększa i liczy, że pewnego dnia będzie mogła okraść Księżyc z jego zasobów. Rabunek ten przybrał definicję górnictwa kosmicznego.

 

Ponieważ zasoby Ziemi kurczą się w zastraszającym tempie ze względu na ich wzmożone wydobycie i wykorzystanie przyszedł czas, aby nasza cywilizacja zaczęła spoglądać w kierunku ciał niebieskich jeśli chce przetrwać kolejne dekady i stulecia. Cele dla przyszłych potencjalnych misji kosmicznych już zostały wyznaczone - teraz należy jedynie stworzyć możliwość wykonania lotu na asteroidę lub Księżyc, aby rozpocząć wydobycie surowców i zacząć transportować je na Ziemię.

 

W przypadku asteroidy pojawiały się propozycje, aby z pomocą najnowszych technologii odpowiednio zmodyfikować trajektorię lotu, tak aby orbitowała wokół Ziemi. Oczywiście jest to ryzykowne podejście, ponieważ ciało niebieskie może ewentualnie uderzyć w Ziemię. Dlatego pojawiają się sugestie, aby górnictwo kosmiczne rozpocząć na Księżycu, który jest wielki i znajduje się cały czas w pobliżu naszej planety.

 

Pamiętajmy, że zgodnie z traktatem o przestrzeni kosmicznej, który został przyjęty w 1967 roku, Księżyc nie może stać się własnością żadnego państwa, korporacji ani osoby prywatnej, zaś każde państwo na Ziemi posiada takie samo prawo do prowadzenia badań naukowych na Srebrnym Globie dla dobra wszystkich krajów. Nie wolno zatem tak po prostu polecieć na Księżyc i zająć sobie fragment terenu - chyba, że prawo dotyczące przestrzeni kosmicznej ulegnie zmianie. Jednak traktat nie reguluje kwestii wydobycia cennych minerałów, metali szlachetnych i surowców energetycznych.

 

Ciekawostką jest, że Amerykanin Dennis Hope założył w 1980 roku przedsiębiorstwo pod nazwą Ambasada Księżycowa. Jak sam stwierdził, odnalazł lukę we wspomnianym wcześniej traktacie i zaczął tak po prostu sprzedawać działki na Księżycu. Hope najwyraźniej trafił na bardzo dochodowy biznes, gdyż sprzedał ponad 2,5 miliona jednoakrowych działek w cenie 19,99 dolara za każdą (+ 1,51 dolara jako "podatek księżycowy" i 12,50 dolara za dostarczenie umowy do rąk właściciela), choć nie włożył w ten interes ani grosza. Ambasada Księżycowa utrzymuje, że posiada wyłączne prawo do sprzedaży terenów na Księżycu, a także na innych planetach Układu Słonecznego i w ogóle w całym kosmosie.

 

Brzmi to oczywiście niedorzecznie i tak też jest to traktowane. Jednak na tej podstawie moglibyśmy oszacować wartość powierzchni Srebrnego Globu. Biorąc pod uwagę, że Księżyc posiada powierzchnię 9,37 miliarda akrów, zaś jeden akr kosztowałby 20 dolarów możemy powiedzieć, że całkowita powierzchnia Srebrnego Globu jest warta około 187 miliardów dolarów. Kwestia ta nie ma zbyt wielkiego znaczenia, ponieważ dotyczy zakupu terytorium w kosmosie, czego traktat z 1967 roku wyraźnie zakazuje. Spróbujmy zatem ustalić, jak w tytule, ile wart jest Księżyc.

 

Dodaj komentarz

Droga Mleczna zderzy się z Andromedą. Czy nasza Galaktyka to przetrwa?

Nasza najbliższa kosmiczna sąsiadka, galaktyka Andromedy, zmierza nieuchronnie w kierunku Drogi Mlecznej. Porusza się z prędkością 400 tysięcy km/h. Ale nie mamy się czego bać. Jakkolwiek kolizja tej galaktyki z naszą jest nieuchronna to zderzą się nie wcześniej niż za kilka miliardów lat.

Do niedawna naukowcy wierzyli, że to nasza galaktyka najbardziej ucierpi na kolizji, ponieważ jest mniejsza od sąsiedniej Andromedy. Teraz nie jest to już takie pewne. Ostatnie badania przeprowadzone przez Międzynarodowe Centrum Badań Radioastronomicznych pokazują, że Andromeda w rzeczywistości nie jest dużo cięższa od Drogi Mlecznej. W rzeczywistości obie galaktyki są mniej więcej tej samej wielkości. Potwierdzają to badania opublikowane w Monthly Notices of the Royal Astronomical Society.

 

Oszacowanie nawet przybliżonej masy galaktyki jest bardzo trudne. Jasno świecące gwiazdy, które tworzą widoczną część tego rozległego układu, w rzeczywistości mają niewielki udział w całkowitej masie galaktyki. Większość z nich to czarne dziury i ciemna materia, które są trudne do zmierzenia nawet za pomocą ultranowoczesnych teleskopów. Aby obejść ten czynnik, naukowcy zastosowali stosunkowo nową metodę obliczania masy Andromedy.

 

Korzystając z danych z analiz bardzo szybkich gwiazd w galaktyce Andromedy, wykrytych przez Teleskop Williama Herschela, naukowcy mogli obliczyć prędkość ucieczki galaktyki. prędkość ucieczki w tym przypadku pokazuje, jak szybko obiekt powinien się poruszać, aby całkowicie opuścić orbitę galaktyki. Pracując wstecz od tej liczby, naukowcy byli w stanie obliczyć masę Andromedy. 

 

Okazało się, że w porównaniu z poprzednimi szacunkami masa galaktyki jest mniej więcej taka sama jak masa Drogi Mlecznej, czyli około 800 miliardów mas Słońca. Biorąc to pod uwagę, w odległej przyszłości nasza galaktyka może mieć znacznie więcej szczęścia - być może w trakcie katastrofalnej kolizji oba systemy kosmiczne połączą się ze sobą. 

 

 

Dodaj komentarz

System gwiezdny w kształcie węża może emitować rozbłyski gamma

Międzynarodowy zespół badawczy odkrył masywny układ potrójny gwiazd o specyficznym kształcie. Co więcej, jest to pierwszy taki system, jaki udało się zlokalizować w naszej galaktyce i w przyszłości może eksplodować potężnymi rozbłyskami gamma.

 

System gwiezdny otrzymał oficjalną nazwę 2XMM J160050.7-514245, lecz astronomie nadali mu drugą nazwę „Apep” - na cześć egipskiego wężowatego boga chaosu. Odkrycia dokonano z pomocą instrumentu VISIR, zainstalowanego na Bardzo Dużym Teleskopie (VLT).

 

Omawiany system zawiera masywne gwiazdy Wolfa-Rayeta, które otoczone są przez pyłowy „wiatrak”. Gwiazdy tego typu przebywają na tym końcowym etapie swojego życia przez jedyne kilkaset tysięcy lat i wyrzucają w tym czasie ogromne ilości materii w formie potężnego wiatru gwiazdowego. Naukowcy obliczyli, że wiatr z tego systemu „wieje” z prędkością 12 milionów km/h, z kolei pył wiruje aż dziesięć razy wolniej.

 

Badacze ustalili, że przyczyną nietypowego zachowania wiatrów jest ruch gwiazd, które wirują wokół siebie z taką prędkością, że wkrótce mogą zostać dosłownie rozerwane. Jeśli faktycznie do tego dojdzie, potrójny układ gwiezdny „Apep” eksploduje i zacznie wytwarzać długie rozbłyski gamma (GRB), które trwają od kilku sekund do kilku godzin i uwalniają w tym czasie mniej więcej tyle samo energii co Słońce przez całe swoje życie. Będzie to zarazem pierwsze w Drodze Mlecznej źródło promieniowania gamma.

 

 

Dodaj komentarz

Tajemnicza siła rozrywa położoną najbliżej Ziemi gromadę gwiazd

Dane pochodzące z satelity Gaia wskazują, że najbliżej położona Słońca gromada gwiazd jest rozdzierana przez siły grawitacyjne masywnego obiektu, którego nie jesteśmy w stanie zobaczyć. Zdaniem astronomów, odpowiedzialna za to zjawisko może być ciemna materia.

 

Naukowcy z Europejskiej Agencji Kosmicznej i Europejskiego Obserwatorium Południowego skupili się w swoich badaniach nad gromadą gwiazd Hiady, która znajduje się ponad 153 lata świetlne od Słońca w gwiazdozbiorze Byka.

 

Gromada ta jest dobrze widoczna dla obserwatorów nieba zarówno na półkuli północnej, jak i półkuli południowej. Teleskopy pozwoliły również dostrzec setki mniej widocznych gwiazd, znajdujących się w kulistym obszarze przestrzeni o średnicy około 60 lat świetlnych.

 

Gromady gwiazd w naturalny sposób tracą swoje gwiazdy, gdy te przemieszczają się w obszarze gromady i przyciągają się grawitacyjnie. Ruchy te nieznacznie zmieniają prędkości gwiazd, a niektóre z nich przemieszczają się do krawędzi gromady.

 

Stamtąd gwiazdy mogą zostać zmiecione przez grawitację galaktyki, tworząc dwa długie ogony pływowe – jeden podąża za gromadą gwiazd, a drugi rozciąga się przed nią. Ogony pływowe zostały dobrze zbadane w zderzających się galaktykach, lecz do niedawna nikt ich nie zauważył w gromadzie Hiady.

Aby wykryć ogony pływowe, należy ustalić, które gwiazdy na niebie poruszają się podobnie do gromady gwiazd. Satelita Gaia potrafi precyzyjnie mierzyć odległość i ruchy ponad miliarda gwiazd w Drodze Mlecznej, jednak poprzednie próby określenia ogonów pływowych zakończyły się ograniczonym sukcesem, gdyż naukowcy nie zdołali zlokalizować wszystkich pasujących gwiazd.

 

Teraz naukowcy przeprowadzili symulacje komputerowe, które pozwoliły uwzględnić tysiące kolejnych gwiazd, rozciągających się na odległość tysięcy lat świetlnych, tworząc dwa ogromne ogony pływowe. Obiekty te były dawniej częścią Hiady. Jednocześnie wykazano, że w samej gromadzie brakuje gwiazd.

 

Kolejne symulacje wykazały, że podobne zjawisko mogłoby wywołać oddziaływanie grawitacyjne obiektu o masie około 10 milionów razy większej od masy Słońca. W okolicy gromady gwiazd nie znaleziono żadnego obiektu o takiej masie. Naukowcy wskazują jednak, że winne mogą tutaj być skupiska ciemnej materii. Choć co do tego nie ma pewności, badacze kontynuują swoją pracę, poszukując ogonów pływowych w innych, bardziej odległych gromadach gwiazd.

 

Dodaj komentarz

NASA planuje wysłać misję na Urana w celu poszukiwania gazu

NASA planuje nową śmiałą misje kosmiczną. W latach trzydziestych XXI wieku amerykańscy naukowcy planują wysłać sondy na Urana lub Neptuna, aby dowiedzieć się więcej o ich budowie, a zwłaszcza składzie atmosfery tych gazowych olbrzymów.

Według Johna Wenza z New Scientist NASA poważnie rozważa wysłanie sondy atmosferycznej na Urana lub Neptuna. Pozwoliłoby to na dokładne zbadanie wszystkich aspektów systemu planetarnego, takich jak: pierścienie, satelity, atmosfera czy magnetosfera. 

 

Obecnie istnieją 4 proponowane misje: 3 orbitery oraz przelot nad Uranem, który określiłby szczegóły księżyców lodowego giganta. Sonda zanurzyłaby się również w atmosferze planety, aby zmierzyć poziomy gazu i ciężkich pierwiastków. Do tej pory, zarówno na Urana, jak i na Neptuna, wysłano tylko jedną misję przelotową.

 

Dotarcie do Urana nie jest jednak proste, ponieważ planeta znajduje się daleko od Słońca. Będąc szczegółówym, Uran jest niemal 19 razy dalej od Słońca niż Ziemia. Odległość dzieląca lodowego giganta od naszej planety wynosi co najmniej 2,6 miliarda kilometrów.

Tylko jeden statek kosmiczny zbliżył się do Urana i miało to miejsce w styczniu 1986 roku, gdy Voyager 2 przeleciał nad planetą w drodze do układu słonecznego. Warto zaznaczyć, że misja wystartowało w sierpniu 1977 roku, co oznacza, że dotarcie do lodowego olbrzyma zajęło niemal 10 lat.

 

Zakładana przez NASA podróż na Urana lub Neptuna ma potrwać co najmniej 14 lat. Ze względu na odległość planet od Słońca, statek musiałby polegać wyłącznie na wewnętrznej mocy, zamiast na panelach słonecznych, co oznacza, że wykorzystane zostaną najpewniej baterie atomowe Pluton-238. New Scientist twierdzi, że NASA może uruchomić misje eksploracyjne najwcześniej w 2034 roku.

 

 

Dodaj komentarz

Naukowcy próbują potwierdzić, że Wielki Wybuch rzeczywiście miał miejsce!

Zgodnie z teorią Wielkiego Wybuchu, nasz Wszechświat powstał około 13,8 miliarda lat temu w wyniku kosmicznej eksplozji, gdy materia i energia zaczęły rozprzestrzeniać się we wszystkich kierunkach. Uważa się, że okres kosmicznej inflacji odpowiada wielkoskalowej strukturze Wszechświata i wyjaśnia, dlaczego kosmos i mikrofalowe promieniowanie tła wydają się być w dużej mierze jednorodne we wszystkich kierunkach. Dotychczas nie udało się pozyskać dowodów, które jednoznacznie potwierdzałyby hipotezę inflacji kosmologicznej lub wykluczały teorie alternatywne, lecz dzięki najnowszym badaniom, naukowcy być może opracowali sposób na przetestowanie jednej z kluczowych części kosmologicznego modelu Wielkiego Wybuchu.

 

Teoria kosmicznej inflacji stwierdza, że 10−36 sekund po Wielkim Wybuchu, osobliwość, w której koncentrowała się cała materia i energia, zaczęła się rozszerzać. Uważa się, że epoka kosmologicznej inflacji trwała do 10−33–10−32 sekund po Wielkim Wybuchu, po czym zwolniło się tempo rozszerzania Wszechświata. Według tej teorii, początkowa ekspansja kosmosu była szybsza niż prędkość światła.

 

Teoria pomaga wyjaśnić, dlaczego istnieją prawie takie same warunki w odległych od siebie regionach Wszechświata. Jeśli kosmos pochodzi od maleńkiej objętości przestrzeni, która urosła do rozmiarów większych, niż jesteśmy w stanie zaobserwować, wyjaśniałoby to, dlaczego wielkoskalowa struktura Wszechświata jest niemal jednolita i jednorodna.

 

Istnieją także inne teorie, wyjaśniające powstanie Wszechświata, lecz dotychczas brakowało zdolności do falsyfikacji którejkolwiek z nich. Dlatego zespół astronomów z Uniwersytetu Harvarda i Centrum Astrofizyki Harvard-Smithsonian w Cambridge opracował niezależny od modelu sposób odróżniania inflacji od alternatywnych scenariuszy. Zgodnie z tą propozycją, ogromne pola w pierwotnym Wszechświecie doświadczałyby fluktuacji kwantowych i perturbacji gęstości, które bezpośrednio rejestrowałyby skalę wczesnego Wszechświata w funkcji czasu, tj. działałyby jako „standardowy zegar Wszechświata”.

Źródło: NASA/WMAP

Dokonując pomiaru sygnałów, które miałyby pochodzić z tych pól, kosmologowie byliby w stanie stwierdzić, czy zostały zaszczepione jakiekolwiek zmiany w gęstości podczas fazy kurczenia się lub rozszerzania wczesnego Wszechświata. Pozwoliłoby to wykluczyć alternatywy dla teorii kosmicznej inflacji.

 

Perturbacje te byłyby źródłem wszelkich zmian gęstości, obserwowanych przez astronomów we Wszechświecie. To, w jaki sposób te warianty zostały ukształtowane, można określić obserwując tło Wszechświata – a konkretnie, jego rozszerzanie się lub kurczenie.

 

Astronomowie zidentyfikowali potencjalny sygnał, który można byłoby zmierzyć z pomocą dostępnych obecnie instrumentów badawczych, takich jak obserwatorium kosmiczne Plancka, Sloan Digital Sky Survey, VLT Survey Telescope, czy Dragonfly Telescope. W poprzednich badaniach sugerowano, że zmiany gęstości pierwotnego Wszechświata można wykryć poszukując dowodów na niegaussowości, które są korektami dla funkcji Gaussa przy pomiarze wielkości fizycznej - w tym przypadku, mikrofalowego promieniowania tła.

 

Powstanie Wszechświata jest prawdopodobnie jedną z największych zagadek nauki i kosmologii. Jeśli stosując powyższą metodę będzie można wykluczyć alternatywne teorie, przybliży nas to o krok do zrozumienia początków czasu, kosmosu i samego życia.

 

Dodaj komentarz

Astronomowie twierdzą, że Ziemia znajduje się w kosmicznej pustce

Materia we Wszechświecie nie rozkłada się jednorodnie. W pewnych miejscach jest jej znacznie więcej niż w innych, a niektóe badania wskazują wprost na to, że żyjemy w obszarze przestrzeni o bardzo małej gęstości. Po prostu w naszej części Wszechświata jest znacznie mniej galaktyk i gwiazd niż w pozostałych.

 

Fakt, że żyjemy w miejscu Wszechświata o bardzo małej gęstości wyjaśniałby poważny problem w astrofizyce. Kiedy mierzymy tempo rozszerzania się Wszechświata powinno ono być takie samo niezależnie od kierunku. Tak jednak nie jest, co oznacza, że przyciąganie grawitacyjne w jakiejś części Wszechświata jest wyraźnie silniejsze.

Galaktyka spiralna

Według najnowszych odkryć „sferyczna pustka”, w której znajduje się nasza galaktyka, jest 7 razy większa niż podobne znane nam obiekty. Na poparcie tej tezy nie ma jeszcze dostatecznych dowodów, ale w świetle obecnych informacji jest ona bardzo prawdopodobna.

 

Większość dowodów opiera się na różnicach w rozszerzaniu się Wszechświata w skali lokalnej i kosmicznej. Otaczająca nas pustka wpływałaby na efekt ekspansji jedynie lokalnie, co tłumaczyłoby rozbieżności w pomiarach i byłoby pośrednim dowodem istnienia owej pustki.

Laniakea - Źródło: Tully, R. B., Courtois, H., Hoffman, Y & Pomarède, D. Nature

Nie jest tajemnicą, że kosmos jest podobny do sera szwajcarskiego – dziury w serze mogą przypominać rozmieszczeniem duże skupiska materii. Nasza galaktyka znajduje się w Supergromadzie Laniakea, wielkiej strukturze składającej się ze 100 tysięcy galaktyk i jest przyciągana w kierunku bardzo gęstego regionu –  Wielkiego Atraktora.

 

Jednocześnie zdaje się, że znajdujemy się w przepływie galaktyk wypychanych z pustego obszaru. Niezależnie od tego, czy coś nas przyciąga, czy odpycha, wszystko wskazuje na to, że nasze najbliższe otoczenie (w skali kosmosu) stanowi ogromną pustkę.

 

 

 

Dodaj komentarz

Merkury okazuje się być najbliższą planetą Ziemi

Która planeta jest najbliżej Ziemi? Zdrowy rozsądek podpowiada, że ​​jest to Mars lub Wenus, nasi najbliżsi sąsiedzi. Z tych dwóch Wenus jest bliżej Ziemi niż jakakolwiek inna planeta, a jej orbita jest najbliżej naszej. Ale Wenus nie jest najbliższą planetą przez ponad połowę czasu, jak wskazano w tym artykule w Physics Today - okazuje się, że wtedy najbliższą planetą jest Merkury.

W rzeczywistości naukowcy, którzy napisali ten artykuł, obliczyli i odkryli, że średnio Merkury jest najbliższą planetą nie tylko Ziemi, ale wszystkich innych planet Układu Słonecznego.

 

Naukowcy opracowali symulację Układu Słonecznego, w którym wszystkie planety poruszają się po swoich orbitach. Pozwalają planetom krążyć po orbicie przez tysiące symulowanych lat, jednocześnie obliczając odległość między dowolnymi dwoma z nich. Naukowcy następnie uśrednili te wartości razem, aby określić, które planety są najbliżej siebie w czasie.



Co zaskakujące, odkryli, że Merkury był najbliższą planetą wszystkich siedmiu innych planet. Może wydawać się to niemożliwe, ale ma to sens, jeśli weźmie się pod uwagę, że każda planeta spędza około połowy swojego czasu po przeciwnej stronie Słońca. W przypadku Ziemi, chociaż Wenus zbliża się do Ziemi, spędza również dużo czasu bardzo, bardzo daleko.

 

Jest to zupełnie inny sposób obliczania „najbliższej planety” niż ten, który zna większość ludzi. Zwykle odległość od jednej planety do drugiej odnosi się do odległości między orbitami dwóch planet. Ale wynik pokazuje, że jeśli chodzi o określenie najbliższej Ziemi planety, istnieje kilka sposobów, aby to zrobić.

Dodaj komentarz

Strony