Dane nadsyłane przez sondę Voyager-1 nie przestają zadziwiać naukowców

Kategorie: 

Źródło: 123rf.com

Wszystko wskazuje na to, że podróżująca od 36 lat w przestrzeni kosmicznej sonda kosmiczna dotarła do obszaru, którego istnienie nie zostało przewidziane żadnymi teoriami naukowymi.

 

Do tej pory Voyager-1 zdołał oddalić się od Ziemi na odległość 120 razy większą niż dystans z naszej planety do Słońca. Przesyłane konsekwentnie dane wielokrotnie już zmuszały astronomów do rewidowania swoich teorii. Niedawno wydawało się na przykład, że temu ziemskiemu pojazdowi uda się opuścić tak zwaną heliosferę, czyli obszar oddziaływania Słońca. Okazuje się jednak, że nie jest to wcale takie pewne.

 

Eksperci NASA zasugerowali właśnie, że sonda jednak nadal jest pod wpływem naszej gwiazdy i poddali w wątpliwość podawane poprzednio informacje jakoby Voyager-1 stał się pierwszym ziemskim pojazdem, który zdołał dotrzeć do przestrzeni międzygwiezdnej. Naukowcy nie wiedzą, kiedy, a nawet czy w ogóle Voyager jest w stanie wyrwać się z oddziaływania Słońca.

 

Do tej pory za znak przejścia przez heliosferę uważano oczekiwaną zmianę pogody kosmicznej w konkretnie zanik wiatru słonecznego. W okresie przejściowym powinno stopniowo maleć oddziaływanie gwiazdy a promieniowanie ze Słońca powinno powoli zmieniać się w promieniowanie galaktyczne, ale rzeczywistość przekroczyła oczekiwania.

 

Już w 2003 roku zauważono znaczne spowolnienie oddziaływania wiatru słonecznego. Radykalnie spadła jego prędkość. I nagle, w kilka dni w 2012 wiatr słoneczny prawie ustał.  Strumień naładowanych cząstek ze Słońca spadła o trzy rzędy wielkości, osiągając poziom prawie niewykrywany dla wiekowych czujników.  Sonda odbierała za to wzrost intensywności strumienia promieniowania kosmicznego o mniej więcej 9,3%. Wtedy jeszcze wszystko wyglądało na zgodne z modelem.

Zaskakujące było to, że ów galaktyczny wiatr nadchodził z jednej strony a charakterystyka promieniowania kosmicznego, jakie znamy jest taka, że pochodzą one z wielu kierunków jednocześnie. Naukowców zdziwiło również to, że pole magnetyczne wokół sondy nie zmieniło się znacząco. Nikt nie umiał wyjaśnić, co się tam działo. Sugerowano, że doszło do jakiegoś połączenia linii pola magnetycznego Słońca i Galaktyki. To miało wyjaśniać kierunkowość promieniowania.

 

Dziwny region przestrzeni, w którym znalazł się Voyager-1 z pewnością nie był przestrzenią międzygwiezdną, lecz tak zwanym obszarem wyczerpania heliosfery. Co ciekawe od czasu, gdy sonda tam wleciała nie doszło do istotnej zmiany wektora pola magnetycznego. Voyager poruszał się w czymś na kształt "magnetycznej autostrady".

 

Nie wiadomo jak długo sonda będzie się przebijała przez ten obszar. Jej izotopowe generatory energii elektrycznej powinny wystarczyć przynajmniej do 2025 roku. Jeśli do tego czasu nie uda jej się przebić poza ten dziwny obszar przestrzeni zamilknie na zawsze i nie dowiemy się czy wyprowadzenie ziemskiego obiektu poza Układ Słoneczny zakończyło się sukcesem.

 

Ocena: 

5
Średnio: 5 (1 vote)
Dodaj komentarz

Komentarze

Portret użytkownika pirogronian

We wstępie do artykułu jest

We wstępie do artykułu jest merytoryczny błąd. Istnienie owego "zagmatwanego" obszaru jest przewidziane przez niesłusznie krytykowany i ignorowany elektryczny model kosmosu. Po raz kolejny okazało się, że przewidywania kosmologii plazmy sie sprawdzają :)

Portret użytkownika tapeta

to proste: sonda wyszła z

to proste: sonda wyszła z oddziaływania naszego słońca i później weszła w strefę oddziaływania innego słońca.
Czy tym naukowcom trzeba wszystko podpowiadać?

Portret użytkownika nitjer

Na początku uprzedzam: To, co

Na początku uprzedzam: To, co tu poniżej jest wpisane, może zostać uznane za ewidentnie chore. To, co napiszę za chwilę na marginesie tego artykułu o nowych danych nadesłanych z odległej o wiele miliardów kilometrów pochodzącej z Ziemi sondy kosmicznej może sugerować iż nie jestem osobnikiem o w pełni zdrowych zmysłach ;) Chyba jednak nie jest ze mną aż tak źle :) Po prostu: Od pewnego czasu prześladuje mnie pewien - wydający mi się twórczym - pomysł, którym nie mam się jak i z kim podzielić i którego ewentualna pisarska realizacja przerasta mnie. Nawet nie bardzo wiem jak zacząć ten komentarz i przejść do meritum. . No, ale w końcu zacznijmy: Gdyby było dane mnie (lub jakiemuś innemu człowiekowi, czy nawet kosmicie) być istotą o nieskończenie wielkich możliwościach, porównywalnych z możliwościami samego Boga, zabawiłbym się w taki np. eksperyment (o iśce armagedońskich być może skutkach): Na miejscu "Voyagera-1" umieściłbym gwiazdę Alfa Centauri A, a na miejscu "Voyagera-2 - Alfę Centauri B. Lub odwrotnie. Prędkości tych gwiazd względem Słońca nadałbym identyczne, jakie teraz wykazują wspomniane sondy. Oczywiście wraz z tymi gwiazdami teleportowałbym na skraj Układu Słonecznego towarzyszące im egzoplanety. By było jeszcze ciekawiej :) Wiele niezwyklych rzeczy by się wtedy działo w całym naszym układzie planetarnym, a na Ziemi w szczególności. Bóg znowu przestałby być jedynie urojeniem ludzkiego umysłu. Jego tak ukazane możliwości spowodowałyby powszechną fascynację dokumentnie pomieszaną z niebywałym strachem. Do takiego końca naszego ziemskiego świata rzecz jasna jednak nigdy nie dojdzie. Chyba żadna z żyjących w całym Kosmosie istot rozumnych czy cywilizacji nigdy nie posiadała i nie będzie posiadać takiego potencjału naukowo-technicznego by swobodnie teleportować gwiazdy o kilka lat świetlnych dalej. No i nasze uniwersum też zachowuje się przecież dużo bardziej przewidywalnie niż to tutaj ośmieliłem się ukazać. Z chęcią przeczytałbym wszakże książkę fantastyczną jakiegoś utalentowanego literacko autora, który podjąłby taki temat, tego typu pomysł i udźwignął go. Opisał - najlepiej w sposób pełen autentycznego artyzmu - taką (lub podobną) "kosmiczną katastroficzną zabawę" Stwórcy (lub np. Jego specjalnego wysłannika) i jej skutki - dla użytych do niej ciał niebieskich, dla nas - ludzi, czy jakichś kosmitów i dla Niego samego. Pierwsza tego typu książka (lub dzieło filmowa) mogłaby dać początek odrębnemu gatunkowi fantastyki. Łączącej wyobrażane sobie przez ludzi religijnych możliwości boskie z naukowymi realiami funkcjonowania obiektów kosmicznych. Taka nowego rodzaju fuzja z pogranicza nauki, religii i sztuki. Wydaje mi się, że to mogłoby chwycić, zaciekawić wielu. Niestety nie mam talentu powieściopisarskiego. Ograniczam się więc do podsunięcia pomysłu i tematu ludziom mającym dużo większe możliwości w tym względzie.