Maj 2022

Czerwony karzeł Gliese 710 może zniszczyć Układ Słoneczny wcześniej niż oczekiwano

Gwiazda Gliese 710, która leci przez kosmos zbliżając się do Układu Słonecznego, nie nadleci za 1,36 mln lat jak sądzono poprzednio. Nowe badania wykazały, że stanie się to trochę wcześniej bo już za 1,29 mln lat. Konsekwencje tego zdarzenia będą niewątpliwie katastrofalne dla planet wokół Słońca, w tym dla Ziemi. 

 

Gliese 710 to czerwony karzeł, który jest klasyfikowany jako gwiazda wędrująca. Jest to typ gwiazd, które poruszają się po całej galaktyce, nie skrępowane żadnymi siłami grawitacyjnymi, które zwykle utrzymują gwiazdy na swoich miejscach. Ten czerwony karzeł o masie 0,4 masy Słońca, porusza się z prędkością 14 tysięcy kilometrów na sekundę i obecnie znajduje się 62 lata świetlne od Ziemi.

 

Fakt, że Gliese 710 zmierza do zbliżenia ze Słońcem jest znana od 1996 roku, ale termin przelotu przez Układ Słoneczny został zidentyfikowany dopiero w 2016 roku. Oszacowano, że Gliese 710 znajduje się 19,6 parseków od nas to przy takiej prędkości powinna dotrzeć w około 1,36 mln lat. 

 

Ostatnio astronomowie z Uniwersytetu w Madrycie wykonali te obliczenia ponownie i potwierdził kierunek gwiazdy. Jednak nowe informacje wskazują jasno, że czas przybycia tego czerwonego karła jest określany na kilkadziesiąt tysięcy lat wcześniej, a gwiazda przeleci dużo bliżej naszego systemu planetarnego niż oczekiwano. 

 

Poprzednio stwierdzono, że Gliese 710 przeleci przez Obłok Oorta i nie znajdzie się bliżej Słońca niż 13 365 AU (AU to jedna jednostka astronomiczna równa odległości pomiędzy Ziemią a Słońcem). Według najnowszych badań, Gliese 710 znajdzie się tylko 4303 AU od naszej dziennej gwiazdy. To 100 razy dalej niż odległość z Ziemi do Plutona, który obiega Słońce w odległości 39,5 AU, ale wciąż to na tyle blisko, że skutki tego wydarzenia może odczuć cały Układ Słoneczny.



 

Nie wiadomo czy do tego czasu będzie jeszcze istniała ludzkość, ale jeśli tak to zdaniem astronomów, nie będzie się trzeba martwić o stabilność orbity Ziemi. Jednak czerwony karzeł Gliese 710, ma wielkość 60% masy Słońca i jest w stanie wpływać grawitacyjnie na cały Układ Słoneczny. 

 

Chodzi przede wszystkim o zawartość tak zwanego Obłoku Oorta. Jest to teoretyczna nazwa obszaru z którego najczęściej nadlatują komety i asteroidy. Chodzi o przestrzeń od 200 tysięcy do 50 tysięcy AU Jeśli Gliese 710 przejdzie w tej okolicy, prawie na pewno spowoduje to ostrzał planet wewnętrznych licznymi lodowymi obiektami, co z kolei doprowadzi do deszczu komet.

 

W przeszłości dochodziło już do takich wydarzeń. Ostatnio Układ Słoneczny doświadczył bliskiego spotkania z innymi gwiazdami.  Na przykład pół miliona lat temu w odległości 5 lat świetlnych przeszła gwiazda Gliese 208. Z kolei ostatni taki przypadek miał miejsce 70 tysięcy lat temu gdy gwiazda Scholza przeleciała przez Obłok Oorta. Co ciekawe to właśnie mniej więcej wtedy ludzkość znalazła się na skraju wyginięcia.

Dodaj komentarz

Naukowcy odkryli jakie konsekwencje dla życia na Ziemi mogą mieć wybuchy supernowych

Rosyjscy astronomowie wraz z zagranicznymi naukowcami odkryli, że jeśli supernowa znajduje się około 50 lat świetlnych od Ziemi, może spowodować masowe wymieranie gatunków. Stanowisko to potwierdza artykuł z „Astrophysical Journal”.

W zeszłym roku astronomom udało się znaleźć pierwsze ślady faktu, że około 2,6 i 8,7 miliona lat temu powierzchnia Ziemi i innych planet Układu Słonecznego była bombardowana promieniami relatywnie bliskich supernowych. Ślady tych rozbłysków zostały znalezione w przestrzeni kosmicznej przez satelitę ACE, na dnie oceanów Ziemi, a nawet w próbkach skał przywiezionych na Ziemię przez wyprawy programu Apollo.

 

Początkowo naukowcy wierzyli, że eksplozje gwiazd miały miejsce w odległości około 300–600 lat świetlnych od Ziemi. Adrian Melott i inni naukowcy, w tym rosyjski astrofizyk Dmitrij Semikoz z NNIU MEPhI w Moskwie, rok temu obliczyli ich konsekwencje dla życia na Ziemi. Eksperci doszli do wniosku, że wybuchy te nie mogły zniszczyć warstwy ozonowej ani całej atmosfery planety, ale znacząco przyspieszyły tempo ewolucji i mogłyby być impulsem dla narodzin ludzkości.

 

W nowej pracy zespół Melotta zmuszony był do rewizji prognoz, gdyż okazało się, że wcześniejsza supernowa wybuchła w odległości 150 zamiast 300 lat świetlnych od Ziemi. Taka niewielka odległość między martwą gwiazdą a naszą planetą sprawiła, że ​​naukowcy zastanawiali się nad tym, czy mogło to spowodować masowe wyginięcie zwierząt.

 

Zdaniem autorów artykułu takie „bombardowanie” Ziemi przez ciężkie cząstki, nie tylko zwiększa gromadzenie się mutacji w zwierzęcych DNA, ale także pożarów spowodowanych przenikaniem promieniowania kosmicznego do dolnych warstw atmosfery. Gęstość warstwy ozonowej zmniejszy się o 25% przez dziesiątki tysięcy lat. Liczba ta jest niebezpiecznie zbliżona do poziomu, który powoduje wyginięcie całego życia na Ziemi (33%).

 

Jak zauważają naukowcy, ślady tych wydarzeń zostały odnalezione w Afryce w skałach, które powstały 2.1-2.6 miliona lat temu. W tym czasie większość lasów kontynentu zniknęła, w tym z powodu pożarów, a wiele gatunków dużych zwierząt zniknęło lub zostały zastąpione gatunkami krótkotrwałymi mniej podatnymi na raka i mutacje. Astronomowie podkreślają, że eksplozje gwiazd w podobnych odległościach nie zagrażają Ziemi. Należy jednak wziąć ten czynnik pod uwagę w badaniach o możliwym wpływie supernowych na ewolucję życia na naszej planecie i wyginięcie gatunków w przeszłości.

 

 

Dodaj komentarz

Fobos i Deimos mogą być pozostałościami katastrofy jaka spotkała dawny księżyc Marsa

W przeciwieństwie do Ziemi, Mars posiada dwa księżyce – są to Fobos i Deioms. Jednak dawno temu, Czerwona Planeta mogła mieć tylko jeden księżyc. Tak przynajmniej wynika z najnowszych badań, które zostały opublikowane w czasopiśmie Nature Astronomy.

 

Fobos i Deimos wyraźnie różnią się od naszego Księżyca. Fobos to większy z dwóch księżyców Marsa, a jego średnica wynosi ponad 22 tysiące kilometrów. Natomiast średnica Deimosa to około 12,4 tysiąca kilometrów. Oba ciała niebieskie posiadają nieregularny kształt. Przez długi czas uważano, że Fobos i Deimos to asteroidy, które zostały przechwycone przez siły grawitacyjne Marsa.

 

Tymczasem naukowcy z Instytutu Geofizyki w ETH Zurich i Instytutu Fizyki na Uniwersytecie w Zurychu wskazują na zupełnie inną przeszłość marsjańskich księżyców. Modele dotyczące ruchu orbitalnego Księżyca, a także dane geofizyczne, które dostarczył sejsmometr InSight pozwoliły „cofnąć czas” i ustalić, że Fobos i Deimos to pozostałości po dawnym księżycu. Zdaniem naukowców, między 1 a 2,7 miliarda lat temu, Czerwona Planeta miała tylko jeden księżyc.

Marsjański system księżyców wciąż nie został dobrze poznany. Jednak od dawna mówi się, że Fobos powoli zbliża się do powierzchni Marsa i za około 40 milionów lat może uderzyć o powierzchnię planety. Ewentualnie Fobos może zostać rozerwany, a szczątki po księżycu mogą utworzyć układ pierścieni wokół planety.

 

Inna hipoteza zakłada, że Fobos jest okresowo rozrywany, po czym część materii opada na powierzchnię Marsa, a część łączy się i formuje nowy księżyc. W okolicach 2025 roku, na Fobosie powinna wylądować japońska misja badawcza Marsian Moons Exploration, która zbierze próbki i sprowadzi je na Ziemię. Być może materiał ten poszerzy naszą wiedzę o marsjańskich księżycach i ich przeszłości.

 

Dodaj komentarz

Planeta karłowata Haumea posiada własny system pierścieni

Badacze dokonali rzadkiego odkrycia w Układzie Słonecznym. Jedna z planet karłowatych za orbitą Neptuna z Pasa Kuipera posiada własny system pierścieni. Odkrycie pokazuje, że pierścienie nie są zarezerwowane tylko dla wielkich planet gazowych.

 

Mowa jest o planecie karłowatej (136108) Haumea, którą po raz pierwszy zaobserwowano w 2003 roku. Obiekt posiada średnicę około 1380 kilometrów, okres obrotu wynosi zaledwie 4 godziny, zaś okres obiegu wokół Słońca to 284 lat. W 2005 roku odkryto, że Haumea posiada dwa księżyce - Hiʻiaka i Namaka.

 

Najnowsze badania zostały przeprowadzone 21 stycznia 2017 roku przez naukowców z Instytutu Astrofizyki w Andaluzji w Granadzie, gdy omawiane ciało niebieskie przechodziło na tle gwiazdy URAT1 533-182543. Obserwacji dokonano z pomocą 12 teleskopów z 10 różnych laboratoriów. Specjaliści dokonali nowych pomiarów Haumei i przy okazji odkryli, że posiada własny system pierścieni niczym Saturn, choć ten jest wyraźnie mniejszy.

 

Odkrycie, choć może wydawać się zaskakujące, nie jest dla nas żadną nowością. Dotychczas udało się zaobserwować systemy pierścieni wokół Chariklo (1997 CU26) oraz Chiron - asteroid z grupy centaurów, które poruszają się po orbitach między orbitami Jowisza i Neptuna. Jest to rzadkie odkrycie, choć w przestrzeni kosmicznej prawdopodobnie znajduje się wiele ciał niebieskich tego typu.

 

Dodaj komentarz

Źródłem promieniowania kosmicznego może być starożytna supernowa

Protony o dużej energii, naładowane jądra atomowe i inne cząstki nieustannie bombardują atmosferę Ziemi z kosmosu. Jednak pochodzenie tych tak zwanych promieni kosmicznych pozostaje nieznane. Dotychczas pojawiło się wiele hipotez na ten temat, a ostatnio zaproponowano zupełnie inne podejście do tematu.

 

Według jednej z teorii, naukowcy zaproponowali, aby za źródła promieniowania kosmicznego uznać supernowe. Jednak z wyliczeń wynika, że wersja ta jest potwierdzona przez bardzo ograniczoną ilość dowodów.

 

Ostatnio dokonane analizy widma promieniowania kosmicznego, powodują, że naukowcy byli w stanie ustalić, iż źródłem jednego z typów obserwowanego promieniowania kosmicznego może być supernowa o wieku około dwóch milionów lat, znajdująca się w odległości około 160 bilionów kilometrów od nas.

 

W nowym badaniu, przeprowadzonym pod kierownictwem Michaela Kachelrieß, profesora fizyki z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w Trondheim, zwrócono uwagę na niezauważone dotychczas przez naukowców funkcje w widmie promieniowania kosmicznego, które polegają na tym, że od pewnego poziomu energii, znaleziono więcej pozytonów niż oczekiwano zgodnie z obowiązującymi teoriami.

NASA/DOE/Fermi LAT Collaboration, Chandra X-ray Observatory, ESA Herschel/XMM-Newton

Sygnały te są wciąż identyfikowane i autorzy pracy twierdzą, że możliwe jest zlokalizowanie źródła tajemniczych promieni kosmicznych, którym może być supernowa w naszej galaktyce. Dane te pozwolą również badaczom na potwierdzenie czy aby na pewno całe obserwowane promieniowanie kosmiczne mogło zostać wyprodukowane w jednym zjawisku astrofizycznym.

 

Wyniki badań opublikowano w czasopiśmie Physical Review Letters.

 

 

Dodaj komentarz

Sonda Cassini ujawniła istnienie wielkich burz pyłowych na Tytanie

Dane pozyskane dzięki sondzie Cassini ujawniły ogromne burze pyłowe w regionach równikowych Tytana. Księżyc Saturna stał się oficjalnie trzecim ciałem niebieskim w Układzie Słonecznym, tuż obok Ziemi i Marsa, na którym zaobserwowano burze pyłowe. Wyniki badań opublikowano w czasopiśmie Nature Geoscience.

 

Dzięki misji kosmicznej sondy Cassini dowiedzieliśmy się, że Tytan jest bardzo aktywnym księżycem, który przypomina naszą planetę bardziej niż się tego spodziewaliśmy. Podobieństwa widać na przykładzie geologii i egzotycznym cyklu węglowodorowym, a teraz dochodzi do tego aktywny cykl pyłowy.

 

Pogoda na Tytanie zmienia się w zależności od sezonu, podobnie jak na Ziemi. Szczególnie przy równonocy, w regionach tropikalnych mogą tworzyć się masywne chmury, powodując potężne metanowe burze. Sonda Cassini zaobserwowała takie burze podczas kilku przelotów nad powierzchnią tego księżyca.

 

Zespół astronomów z Paris Diderot University po raz pierwszy zauważył trzy nietypowe pojaśnienia w okolicach równika w zakresie podczerwonym na zdjęciach z 2009 i 2010 roku. Początkowo sądzono, że mogą to być metanowe chmury, lecz na drodze dokładniejszych badań ustalono, że powstanie takich chmur w tym regionie w tym czasie było fizycznie niemożliwe. Tak przynajmniej wynika z dotychczasowej wiedzy na temat powstawania chmur na Tytanie.

Źródło: NASA/JPL-Caltech/University of Arizona/University Paris Diderot/IPGP/S. Rodriguez et al. 2018

Astronomowie ustalili, że te tajemnicze struktury nie znajdują się na powierzchni, a zatem nie są ani zamarzniętym deszczem, ani lodową lawą. Powierzchniowe plamy miałyby inną sygnaturę chemiczną i moglibyśmy je obserwować znacznie dłużej. Tymczasem wskazane na powyższej grafice pojaśnienia były widoczne od 11 godzin do 5 tygodni.

 

Modelowanie wykazało również, że opisywane struktury znajdowały się w atmosferze, ale blisko powierzchni i prawdopodobnie tworzyły bardzo cienką warstwę drobnych stałych cząsteczek organicznych. Ponieważ znajdowały się tuż nad polami wydmowymi w pobliżu równika, astronomowie uważają, że są to chmury pyłu wzniesionego z wydm.

 

Dla naukowców nie jest to raczej zaskakujące odkrycie, gdyż przypuszcza się, że sonda Huygens podczas lądowania na Tytanie w styczniu 2005 roku mogła unieść niewielką ilość pyłu organicznego. Jednak obserwacje sondy Cassini wskazują na pojawianie się obłoków na znacznie większą skalę, co badacze tłumaczą wysoką prędkością wiatrów na powierzchni Tytana. Te i inne tajemnice Tytana poznamy podczas przyszłych misji kosmicznych, które organizuje NASA.

 

Dodaj komentarz

Sagittarius A* w rzeczywistości może być skupiskiem ciemnej materii

Powszechnie uważa się, że Sagittarius A*, ciemna masa w centrum Drogi Mlecznej jest supermasywną czarną dziurą, chociaż dotychczas nie udało się tego bezpośrednio zweryfikować. Tymczasem naukowcy z Międzynarodowego Centrum Astrofizyki Relatywistycznej (ICRA) odkryli wskazówki sugerujące, że Sagittarius A* może być olbrzymią masą ciemnej materii. Wyniki badań opublikowano w czasopiśmie Monthly Notices of the Royal Astronomical Society.

 

Sagittarius A* to jasne i bardzo zwarte źródło radiowe znajdujące się w centrum galaktycznym Drogi Mlecznej. W 2013 roku astronomowie, korzystając z obserwatorium rentgenowskiego Chandra, zdołali wykonać zdjęcie tego obiektu w niespotykanej dotąd rozdzielczości. Zdjęcie powstało dzięki połączeniu obrazów rentgenowskich z Chandry z podczerwonymi emisjami uchwyconymi przez Kosmiczny Teleskop Hubble'a. Pozwoliło to wyjaśnić, dlaczego materia wokół domniemanej supermasywnej czarnej dziury jest wyjątkowo słabo widoczna w konwencjonalnych metodach obrazowania rentgenowskiego.

 

Jednak w 2014 roku odkryto, że obłok galaktyczny oznaczony jako G2 dryfował bardzo blisko obiektu Sagittarius A*. Zamiast zostać przyciągnięty i wchłonięty przez domniemaną supermasywną czarną dziurę, obłok gazowy G2 po prostu dryfował dalej, a Sagittarius A* nie wywarł na niego żadnego wpływu.

Źródło: Serendipodous/Wikimedia Commons

Badania opublikowane w 2017 roku monitorujące tę interakcję sugerowały, że G2 nie był zwykłym obłokiem gazu. Zdaniem naukowców, musiały być obecne co najmniej dwa składniki, aby obłok mógł bez konsekwencji przejść tak blisko domniemanej supermasywnej czarnej dziury. Te składniki to rozszerzony, zimny obłok gazu o małej masie oraz bardzo zwarty segment przypominający obiekt pyłowy, który zdominował wykrytą emisję z G2, gdy ten przechodził w okolicy obiektu Sagittarius A*.

 

Jednak astronomowie z Międzynarodowego Centrum Astrofizyki Relatywistycznej (ICRA) uważają, że Sagittarius A* nie jest czarną dziurą, lecz ogromnym skupiskiem ciemnej materii. Aby to sprawdzić, zespół stworzył symulację Drogi Mlecznej, w której obiekt Sagittarius A* został scharakteryzowany właśnie jako masa ciemnej materii. Symulacja wykazała, że Droga Mleczna może istnieć i funkcjonować niemal w taki sam sposób również bez supermasywnej czarnej dziury. Co więcej, pobliskie gwiazdy typu S, związane ze źródłem radiowym Sagittarius A* wykazywały takie samo zachowanie, podobnie jak krzywa rotacji w zewnętrznym halo Drogi Mlecznej.

 

Astronomowie zaczęli sugerować, że masa obecna w centrum naszej galaktyki może składać się z cząstek o nazwie "darkinos", które należą do tej samej klasy co fermiony. Gdyby cząstki te zebrały się razem w ogromną masę, mogłyby posiadać te same cechy co czarna dziura, pomijając oczywiście jej ekstremalne właściwości, takie jak pożeranie wszystkich okolicznych obiektów.

 

Dodaj komentarz

Szanse na zobaczenie w swoim życiu gołym okiem supernowej są całkiem duże

Astronomowie oszacowali szansę na to, że uda się nam zobaczyć wybuch supernowej w ciągu najbliższych pięćdziesięciu lat. Według obliczeń prawdopodobieństwo zobaczenia supernowej widocznej gołym okiem z terytorium Polski wynosi około 10%.

 

Ale dużo lepiej wygląda szansa na zobaczenie tego zjawiska za pomocą lornetki lub teleskopu. Przy założeniu wykorzystania takiego sprzętu prawie na pewno zobaczymy supernową w ciągu najbliższych lat. Dla mieszkańców półkuli południowej te prawdopodobieństwo jest odpowiednio większe.

 

Szczegółowe wyliczenia są możliwe dzięki pracy, jaką wykonali specjaliści z Ohio University. Wykorzystali oni wszelkie dostępne dane na temat znanych nam gwiazd, które mogą się stać supernowymi. Wzięto pod uwagę aspekty takie jak nierównomierny rozkład materii w naszej Galaktyce i stworzono z tego model, który miał dać odpowiedź na to pytanie.

Analizowano takie rzeczy jak obecność pyłu, który skutecznie przesłania nam wiele nawet jasnych obiektów. Szanse zobaczenia supernowej zależą bowiem zwłaszcza od miejsca jej wystąpienia, w tym wypadku z dala od obłoków pyłu.

 

Głównie, dlatego mieszkańcy półkuli północnej mają tylko 10% szans na supernową widoczną gołym okiem i tylko 5% na taką, która jest jaśniejsza niż wszystkie inne obiekty nocnego nieba. Mieszkańcy półkuli południowej mają aż 20% szans na supernową w ciągu następnych 50 lat i prawie 100% szans na obserwację takiego zjawiska za pomocą teleskopu.

 

 

 

Dodaj komentarz

Tytan to najbardziej ziemski glob w całym Układzie Słonecznym

Księżyc Saturna, Tytan, jest większy niż Merkury i ma najgrubszą atmosferę spośród wszystkich znanych satelit planetarnych, co już czyni go dość niezwykłym. Z jego atmosferą wiąże się jednak wiele tajemnic, które nadal spędzają sen z powiek astronomów i naukowców.

W pewnych aspektach można doszukiwać się podobieństw pomiędzy Ziemią a Tytanem. Większość atmosfery w obu przypadkach stanowi azot, a ciśnienie powierzchniowe również przypomina Ziemię. Na księżycu Saturna pojawiają się również opady i zachmurzenia.

 

Na tym jednak podobieństwa się kończą i na innych polach atmosfera Tytana jest zupełnie odmienna. Przede wszystkim średnia temperatura na największym księżycu Saturna wynosi około -179 stopni Celsjusza. W związku z tym chmury i krople deszczu nie powstają z wody, lecz z ciekłego metanu i etanu, które wyparowują z jezior i mórz węglowodorowych. 

 

Lód stanowiący powierzchnię Tytana jest tak zimny i twardy, że pełni funkcję podłoża skalnego. Pojawiły się spekulacje, że gęsta atmosfera w połączeniu z niewielką grawitacją mogłaby na tym księżycu umożliwić ludziom latanie. Najbardziej fascynującym aspektem Tytana pozostaje jednak gęsta mgiełka organicznych substancji chemicznych, dominująca nad atmosferą i przykrywająca jej powierzchnię.

Na pierwszy rzut oka może przypominać coraz popularniejszy na Ziemi smog, lecz jej skład jest zupełnie inny. Mgiełka składa się z mikroskopijnych kawałków śniegu i powstaje w wyniku oddziaływania azotu i metanu ze światłem ultrafioletowym i wysokoenergetycznymi cząstkami.

 

Obrazy satelitarne ujawniły obecność bardzo wysokiej warstwy mgły, oddzielonej od głównej mglistej atmosfery. Geneza powstawania tej "oderwanej" warstwy również pozostaje aktywnym obszarem debaty wśród astronomów. Niektórzy twierdzą, że proces jest spowodowany zmianą kształtu cząstek tworzących warstwę, podczas gdy inni sądzą, że to wiatry są przyczyną zjawiska.

 

Niedawne badanie opisane w Nature Astronomy wykazało, że wysoka warstwa zniknęła w 2012 roku, by ponownie pojawić się w atmosferze cztery lata później. Postawiono tezę, że znikanie i pojawianie się warstwy jest napędzane przez zmieniającą się równowagę między wiatrem a cząsteczkami wraz z kolejnymi porami roku.

 

W 2025 roku NASA wypuści w kosmos sondę Dragonfly, która ma dokonać szeregu pomiarów na Tytanie, które być może pozwolą naukowcom dowiedzieć się więcej na temat składu atmosfery księżyca i szczególnie istotnych cząsteczek oraz zrozumieć mechanizmy poszczególnych procesów zachodzących na satelicie Saturna.

 

 

Dodaj komentarz

Pierścienie Saturna są znacznie młodsze niż przypuszczano

We wrześniu 2017 roku, sonda Cassini zakończyła misję, wpadając w atmosferę Saturna, gdzie uległa zniszczeniu. Jednocześnie była to doskonała okazja, aby dokładniej zbadać system pierścieni gazowego giganta. Dzięki Cassini, naukowcy ustalili ich masę i przybliżony wiek.

 

Podczas ostatniej fazy misji, zwanej „Grande Finale”, sonda kosmiczna wykonała 22 przeloty między górną warstwą atmosfery planety a pierścieniami. W tym czasie, instrumenty pokładowe ustalały ilość materiału, wchodzącego w skład pierścieni oraz ich masę na podstawie siły przyciągania grawitacyjnego.

Źródło: NASA/JPL-Caltech

Dopiero teraz naukowcy podzielili się z nami wynikami badań. Okazuje się, że masa pierścieni wynosi około 40% masy saturnowego księżyca Mimas. Ten z kolei jest 2 tysiące razy mniejszy od naszego Księżyca. Badacze szacują, że pierścienie gazowej planety powstały wcześniej niż 100 milionów lat temu, ale mogą mieć nawet 10 milionów lat.

 

Naukowcy dotychczas nie byli zgodni w tej kwestii. Niektórzy sądzili, że system pierścieni mógł powstać wraz z narodzinami Saturna, czyli około 4,5 miliarda lat temu. Inni byli przekonani, że pierścienie są bardzo młode i powstały, gdy Saturn przyciągnął do siebie kometę lub jakiś inny obiekt z Pasa Kuipera, który ostatecznie zamienił się w orbitujący gruz.

 

Dzięki sondzie Cassini ustalono również, że powierzchniowa warstwa chmur w atmosferze Saturna obraca się o 4% szybciej od warstwy, znajdującej się na głębokości 9 tysięcy km. Ta pierwsza potrzebuje dodatkowych dziewięciu minut, czyli 10 godzin i 42 minut, aby wykonać jedno pełne okrążenie wokół planety. Zespół oszacował także masę skalistego jądra Saturna, która wynosi od 15 do 18 mas Ziemi.

 

Poprzednie oceny masy pierścieni pochodziły z analizy fal gęstości, które wytwarzają księżyce Saturna. Jednak metoda ta była niedokładna. Dopiero dzięki sondzie Cassini mogliśmy lepiej przyjrzeć się pierścieniom oraz zbadać atmosferę tego gazowego giganta.

 

Dodaj komentarz

Strony