Kwiecień 2021

Astronomowie wyjaśnili, skąd wziął się meteoryt, który spadł na Ziemię w 2018 roku

2 czerwca 2018 roku na pustynię Kalahari przybył nieproszony kosmiczny „gość”. Asteroida 2018 LA spadła na powierzchnię naszej planety. Niedawno astronomom z Curtin University w Australii udało się ustalić pochodzenie meteorytu, śledząc całą jego historię, liczącą 22 miliony lat.

 

Po raz pierwszy asteroida została zauważona przez astronomów w ramach programu Catalina Sky Survey. Ten program ma na celu poszukiwanie asteroid zbliżających się do Ziemi. I pomimo tego, że 2018 LA było małe i nie stanowiło dla nas żadnego zagrożenia, naukowcy nie mogli tego zignorować. Śledzenie takich asteroid pomaga im doskonalić umiejętności obserwacyjne. Podczas podróży na Ziemię asteroida została wystawiona na działanie promieni kosmicznych, w wyniku czego w jej składzie znaleziono radioaktywne izotopy. Pomogły one naukowcom określić przeszłość obiektu.

 

Po przeanalizowaniu próbek LA z 2018 roku naukowcy doszli do wniosku, że był to stały fragment o wielkości około półtora metra i wadze 5,7 tys. kg, odbijający do 25% światła słonecznego. Ale od czego oderwał się ten obiekt? Skład chemiczny i mineralny 2018 LA wskazywał, że należał on do HED (Howardite Eucrite Diogenite), tj. rodzaj meteorytu, który stanowi głównie szczątki Westy, jedynej asteroidy w naszym Układzie Słonecznym, którą możemy czasami obserwować gołym okiem.

 

Po analizie rentgenowskiej 23 fragmentów meteorytu naukowcy doszli do wniosku, że 2018 LA to najprawdopodobniej fragment Westy, który oderwał się około 22 mln lat temu, gdy asteroida zderzyła się z innym obiektem kosmicznym. Zdaniem naukowców to już drugi raz, kiedy udaje im się wyśledzić asteroidę jeszcze zanim weszła w atmosferę naszej planety i stała się meteorytem, i po raz pierwszy udało im się zrekonstruować całą historię takiego kosmicznego obiektu.

 

Dodaj komentarz

Zmieniono poglądy na temat tajemniczej dziewiątej planety Układu Słonecznego

Astronomowie Konstantin Batygin i Michael Brown z Kalifornijskiego Instytutu Technologii w Pasadenie ujawnili nowe szczegóły dotyczące hipotetycznej dziewiątej planety w Układzie Słonecznym. Zmieniają one koncepcję jej położenia. 

 

Według naukowców, którzy jako pierwsi zasugerowali w 2016 roku istnienie tajemniczej planety X, może ona się poruszać po bardziej ekscentrycznej orbicie, czyli bardziej wydłużonej niż zakładano. Wyniki ich obliczeń, udostępnione w repozytorium arXiv i zaakceptowane do publikacji w The Astrophysical Journal Letters, być może pomogą znaleźć ulotną planetę, jeśli naprawdę istnieje.

 

Głównym dowodem było pozorne skupianie się orbit sześciu ekstremalnych obiektów transneptunowych - tak zwanych ETNO. Są to ciała niebieskie, które nigdy nie zbliżają się do Słońca bliżej niż na odległość 30 jednostek astronomicznych (AU) i mogą oddalić się od niego o więcej niż 150 AU. Orbity obiektów ETNO są tak rozmieszczone, że ich linie absydy, łączące punkt orbity najbliżej Słońca z najbardziej odległym punktem, znajdują się w przybliżeniu pod tym samym kątem. 

 

To wyrównanie jest wyjaśnione istnieniem dużego ciała, którego grawitacja wpływa na te ETNO. Ponieważ od tego czasu odkryto więcej obiektów tego typu, astronomowie zrewidowali swoje dane. Teraz uważają, że masa hipotetycznej planety powinna być tylko pięć razy większa od masy Ziemi, wcześniej sądzili, że jest dziesięciokrotnie większa.

 

Jednak teraz Batygin i Brown ponownie odnowili swoją hipotezę, tym razem biorąc pod uwagę wpływ, jaki planeta powinna mieć na lodowe ciała Obłoku Oorta przez całe istnienie Układu Słonecznego. Słońce prawdopodobnie uformowało się w obłoku gwiazdotwórczym wraz z innymi gwiazdami. W tych warunkach wewnętrzny obłok Oorta powinien uformować się wokół młodego Układu Słonecznego, ponieważ przechodzące gwiazdy popychałyby ciała lodowe w kierunku Słońca. Nowe symulacje wykazały, że Planeta X, przez miliardy lat istnienia, powinna wpływać na orbity ciał w obłoku, które mieszałyby się z ETNO z pasa Kuipera.

 

Podsumowując, wyniki wskazują, że planeta X musi mieć bardziej odległą i wydłużoną orbitę niż sugerowały poprzednie badania. Jednocześnie jej ekscentryczność orbity nie może być zbyt duża, ponieważ zmieniłaby obserwowany wzorzec interakcji między znanymi ciałami niebiesimi z tych obszarów kosmosu.

 

Dodaj komentarz

Astronomowie odkryli starożytną „nanogalaktykę” z konstelacji Zająca

Astronomowie odkryli starożytną nanogalaktykę RXCJ0600-z6, która jest około sto razy mniejsza od Drogi Mlecznej. Ta niezwykła struktura gwiazd, znajduje się w konstelacji Zająca. Artykuł naukowy opisujący to znalezisko, został opublikowany w czasopiśmie naukowym The Astrophysical Journal.



Pierwsze galaktyki pojawiły się we Wszechświecie około 300-400 milionów lat po Wielkim Wybuchu. W tym momencie, materia zdołała ostygnąć do temperatur, w których mogą tworzyć się zimne obłoki gazu, w których pojawiają się gwiazdy. Dzięki badaniu RXCJ0600-z6 naukowcy mają nadzieję poznać historię ewolucji pierwszych galaktyk we Wszechświecie.

 

Naukowcy pracujący z teleskopem mikrofalowym ALMA, od kilku lat próbują obejść ograniczenia współczesnej technologii, za pomocą soczewek grawitacyjnych, które powstają w pobliżu dużych gromad galaktyk. Naukowcy, odkryli w ostatnich latach dziesiątki bardzo odległych galaktyk, których nie dostrzegał żaden ze współczesnych teleskopów. Gromada galaktyk RXCJ0600-2007, znajdująca się w gwiazdozbiorze Zająca to jeden z przykładów takich znalezisk. 



Źródło: ALMA / ESO / NAOJ / NRAO / Fujimoto et al. / NASA / ESA 

Dotarcie światła z tej gromady do Ziemi, zajmuje około 5,4 miliarda lat. Ponieważ grawitacja wzmocniła światło z odległej galaktyki zwanej RXCJ0600-z6 o około 160 razy, astronomowie, mieli okazję dostrzec gwiazdy, które powstały w zaledwie 937 milionów lat, po Wielkim Wybuchu. Astronomowie doszli do wniosku, że RXCJ0600-z6 jest bardzo mała, ale tempo formowania się w niej gwiazd było około sześć do siedmiu razy wyższe niż w naszej Galaktyce.

Według astronomów RXCJ0600-z6 jest najmniejszą starożytną galaktyką znaną nauce. Mają oni nadzieję, że dalsze badania pomogą zrozumieć, dlaczego galaktyki we wczesnym Wszechświecie rozwijały się tak szybko i jak przebiegała ich ewolucja. Pierwsze obserwacje tej „nanogalaktyki” wykazały już, że nagromadzenia gazu i pyłu krążącego wokół centrum tej gromady gwiazd i nie następują w sposób chaotyczny. Wcześniej naukowcy zakładali, że tylko duże galaktyki mogą obracać się wokół własnej osi, dlatego odkrycie RXCJ0600-z6 podważa wiele teorii opisujących proces powstawania i wzrostu galaktyk.

 

Dodaj komentarz

Kometa Leonard może być największą atrakcją astronomiczną 2021 roku

Kometa Leonard będzie wyraźnie widoczna na niebie od połowy do końca grudnia 2021 roku. Naukowcy potwierdzili dane dotyczące odkrycia nowej komety, której nadano imię jej odkrywcy Gregory J. Leonarda.

Obrazy komety Leonard wskazują, że ma ona jasne jądro i uformowany już warkocz. Kometa Leonarda ma teraz 6 AU - jednostek astronomicznych określających odległość od Ziemi do Słońca, która wynosi średnio prawie 150 mln km. Jowisz znajduje się około 5 jednostek astronomicznych od Słońca, a Saturn znajduje się w odległości 9 AU.

 

Oczekuje się, że 12 grudnia 2021 roku, kometa znana jako C/2021 A1 (Leonard) będzie znajdować się w odległości 0,233 AU od Ziemi co odpowiada dystansowi 34 856 304 km. Wszystko wskazuj na to, że będzie ją można zobaczyć nawet gołym okiem. 

Kometa ta, 18 grudnia 2021 r. przeleci w odleglości zaledwie 0,0283 AU od Wenus, a 3 stycznia 2022 r. minie swój punkt peryhelium znajdując się w odległości 0,61 AU od Słońca. C/2021 A1 wyróżnia się właśnie tym, że przejdzie bardzo blisko Wenus - tylko 4,2 miliona kilometrów. W całej historii obserwacji astronomicznych tylko pięć komet przyleciało bliżej Ziemi.

 

Dlatego kometa Leonarda będzie dobrze widoczna na niebie od połowy do końca grudnia 2021 roku. Tuż przed wschodem i tuż po zachodzie słońca będzie najlepszy czas na jej oglądanie. Oczekuje się, że jasność komety na niebie może wzrosnąć do magnitudo 4 w skali jasności gwiazdowej, co umożliwi zobaczenie jej gołym okiem. Teraz widoczność obiektu wynosi magnitudo 16. Z tego powodu obecnie kometa widoczna jest tylko przez duże teleskopy.

 

Kometa Leonard znajduje się mniej więcej blisko dolnej gwiazdy Wielkiego Wozu, Alkaid. Kometa będzie poruszać się w jej kierunku do końca stycznia. W grudniu 2021 roku, kiedy kometa stanie się widoczna gołym okiem i jeśli jej trajektoria się nie zmieni, obiekt będzie widoczny w pobliżu najjaśniejszej gwiazdy Arktur w konstelacji Wolaża.

Dodaj komentarz

Potwierdzono obecność pogody na egzoplanecie

Jedną z właściwości, które sprawiają, że planeta nadaje się do życia, jest występowanie na niej pogody. Egzoplanety są zbyt daleko od nas, aby tego typu szczegóły można było obserwować bezpośrednio, ale astronomowie mają swoje sposoby na znalejdowanie substancji które sygnalizują istnienie pogody. W nowej pracy badawczej, wskazano na oznaki obecności wodorku chromu na egzoplanecie WASP-31b, który w odpowiednich temperaturach i ciśnieniach może zmienić stan ciekły w gazowy i odwrotnie.

 

Analizując dane zebrane przez Kosmiczny Teleskop Hubble'a, zespół kierowany przez Marricka Braama odkrył, obecność wodorku chromu (CrH) w atmosferze egzoplanety WASP-31b. Ta planeta to gorący brat bliźniak Jowisza o temperaturze około 1200 stopni Celsjusza. w strefie zmierzchu, na granicy dziennej i nocnej strony planety - miejscu w atmosferze, przez które przechodzi światło macierzystej gwiazdy planety. Do ziemi. Dzieje się to mniej więcej w tej samej temperaturze, w której wodorek chromu przechodzi ze stanu ciekłego do stanu gazowego pod odpowiednim ciśnieniem w zewnętrznych warstwach atmosfery planety - podobnie jak w warunkach istnienia wody na powierzchni Ziemi.

„Wodorek chromu może odgrywać rolę w kształtowaniu pogody na tej planecie, w tym chmur i deszczu” - powiedział Braam.

„Należy dodać, że ślady wodorku chromu udało nam się znaleźć jedynie za pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble'a. Nie znaleźliśmy takich wskazań w danych zebranych z naziemnego obserwatorium VLT. Mamy pewne przemyślenia na temat tych rozbieżności, ale na razie wolimy mówić o tym odkryciu tylko jako możliwym i wymagającym dalszego potwierdzenia ”.

Idąc dalej, Braham i jego zespół planują obserwować oznaki wodorku chromu na innych planetach za pomocą nowego Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba (JWST), ma trafić na orbitę jeszcze w tym roku. Wyniki tych badań, zostały opublikowane w czasopiśmie Astronomy & Astrophysics.

 

Dodaj komentarz

Betelgeza, która wkrótce eksploduje wkrótce jako supernowa, znajduje się znacznie bliżej Ziemi niż sądzono

Międzynarodowy zespół naukowców twierdzi, że jasna gwiazda Betelgeza znajdująca się w konstelacji Oriona może wkróce eksplodować, ale zdobyli dowody, że jej wybuch jako supernowej nastąpi raczej dopiero za 100 tysięcy lat.

 

Astronomowie na całym świecie uważnie obserwują gwiazdę od października 2019 roku, kiedy czerwony nadolbrzym zaczął gwałtownie ciemnieć na nocnym niebie. Do lutego 2020 roku jasność Betelgezy wynosiła zaledwie 36% normy. Naukowcy zasugerowali wtedy, że gwiazda znajduje się w końcowej fazie swojej ewolucji i wkrótce zmieni się w supernową. 

 

Jednak później astrofizycy uznali, że gwiazda po prostu uwolniła chmurę super gorącej plazmy, która ochłodziła się i zamieniła w pył, na krótko zasłaniając gwiazdę. Rzeczywiście potem Beletgeza znowu zyskała na jasności zatem tego typu wytłumaczenie wydawało się bardzo racjonalne.

Źródło: ESO/M/ VLT

W nowym badaniu, opublikowanym w The Astrophysical Journal, naukowcy ustalili, że Betelgeza znajduje się na wczesnym etapie spalania helu w swoim jądrze. Kiedy temperatura jądra osiągnie 100 milionów stopni, jądra helu zaczynają się zderzać, tworząc jądra węgla, co jest jednym z etapów przed zapadnięciem się samego jądra i wybuchem supernowej. Jednak zdaniem ekspertów taka eksplozja nie nastąpi wcześniej niż za 100 tysięcy lat.

 

Naukowcom udało się również określić dokładnie odległość z Ziemi do gwiazdy. Jest ona mniejsza niż wcześniej sądzono i wynosi około 530 lat świetlnych zamiast 725. Jednak astronomowie zapewniają, że to wciąż zbyt daleko, aby eksplozja Betelgezy jako supernowej, miała zauważalny wpływ na naszą planetę.

 

Dodaj komentarz

Powierzchnia Fobosa zapewni wgląd w przeszłość Marsa

Nowe badania pokazują, że satelita Marsa, Fobos, krążąc wokół planety, przechodzi przez strumień naładowanych atomów i cząsteczek emanujących z atmosfery.

 

Wiele z tych naładowanych cząstek, jonów tlenu, węgla, azotu i argonu, opuściło planetę i wycofało się w przestrzeń kosmiczną przez miliardy lat, gdy Mars stopniowo tracił atmosferę. Niektóre z tych jonów, zgodnie z przewidywaniami zespołu naukowców kierowanego przez Quentina Nénona z Space Science Laboratory na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley w USA, zbombardowały górną warstwę powierzchni Fobosa i mogą w niej pozostać.

 

To z kolei oznacza, że ​​analizując próbki gleby z powierzchni Fobosa w laboratoriach na Ziemi można uzyskać informacje o ewolucji marsjańskiej atmosfery. Kiedyś atmosfera Marsa była na tyle gęsta, że ​​utrzymywała obecność wody w stanie ciekłym na powierzchni, podczas gdy obecnie atmosfera Czerwonej Planety jest mniejsza niż 1% atmosfery Ziemi.

 

Pochodzenie Fobosa wciąż pozostaje tajemnicą dla naukowców, dlatego Japońska Agencja Badań Kosmicznych (JAXA) przygotowuje się do wysłania sondy o nazwie Marsian Moons Exploration (MMX) do tego satelity Marsa, który jest 100 razy większy od średnicy Księżyca , w 2024 r., aby pobrać próbki gleby i zwrócić je na Ziemię. Jak pokazuje Nenon w swoich badaniach, w przypadku lądowania sondy po stronie Fobosa, która jest nieustannie zwrócona w stronę Marsa, wybrane próbki gleby będą przenosić jony marsjańskiej atmosfery, wstrzyknięte do niej, gdy Fobos przejdzie przez strumień atmosfera Czerwonej Planety wypływającej w kosmos.

 

Nenon i jego koledzy wyciągnęli wnioski, analizując parametry ruchu jonów na orbicie Fobosa za pomocą instrumentu Suprathermal and Thermal Ion Composition (STATIC) statku kosmicznego MAVEN. Oddzielając ciężkie jony marsjańskiej atmosfery od lekkich jonów słonecznych, naukowcy byli w stanie oszacować gęstość strumienia cząstek pochodzących z Marsa, a przez niego - głębokość, na jaką jony te mogą wnikać w górną warstwę gleby Fobosa. Według Nenona głębokość ta wynosi nie więcej niż kilkaset nanometrów.

 

Pozyskiwanie informacji o planecie macierzystej poprzez badanie jej satelitów jest bardzo powszechnym podejściem w astronomii - tak więc powierzchnia Księżyca, która w przeciwieństwie do powierzchni naszej planety nie podlega erozji wody i atmosfery, utrzymuje wiele ślady dawnych przemian, jakie zaszły we wczesnym Układzie Słonecznym, które również wywarły ogromny wpływ na Ziemię. Badanie zostało opublikowane w czasopiśmie Nature Geoscience.

 

Dodaj komentarz

Badania sugerują, że Droga Mleczna jest pełna planet podobnych do Ziemi

Naukowcy z Instytutu GLOBE na Uniwersytecie w Kopenhadze przeprowadzili badanie, które sugeruje, że woda może być wszechobecna nie tylko w Układzie Słonecznym, ale także w Drodze Mlecznej. Woda może być obecna już podczas samego formowania się planety, co wydaje się być zgodne zarówno w przypadku Ziemi, jak i Mars i Wenus.

 

Zespół badawczy użył modelu komputerowego i obliczył, jak szybko i z jakich bloków budulcowych powstają planety. Badanie wskazuje, że są to cząsteczki lodu i węgla o wielkości milimetra, które jak wiadomo krążą wokół wszystkich młodych gwiazd Drogi Mlecznej. Zdaniem naukowców, do momentu, w którym Ziemia urosła i uzyskała 1% swojej dzisiejszej masy, nasza planeta rosła, przechwytując materiał wypełniony lodem i węglem.

 

Następnie Ziemia rosła coraz szybciej, a po 5 milionach lat uzyskała współczesne rozmiary. W tym czasie temperatura na powierzchni gwałtownie wzrosła, powodując parowanie lodu, dlatego dziś tylko 0,1% Ziemi składa się z wody, choć 70% powierzchni Ziemi jest pokryte wodą.

Zgodnie z teorią akrecji kamyków, planety formują się poprzez zlepianie się niewielkich ciał niebieskich (naukowcy nazywają je kamykami). Główny autor badania profesor Anders Johansen twierdzi, że cząsteczki wody znajdują się w całej Drodze Mlecznej, dlatego powyższa teoria stwarza możliwość, że inne planety mogły powstać w ten sam sposób, co Ziemia, Mars i Wenus z tych samych bloków budulcowych.

 

Jeśli założenia naukowców są prawidłowe, oznacza to, że w naszej galaktyce istnieje mnóstwo planet podobnych do Ziemi pod względem ilości wody i węgla – pod warunkiem, że panują na nich odpowiednie temperatury. Dlatego wiele planet skalistych w Drodze Mlecznej potencjalnie może zawierać życie.

 

Dodaj komentarz

W pobliżu gwiazdy Alfa Centauri odnaleziono planetę nadającą się do zamieszkania

Międzynarodowy zespół astronomów odkrył oznaki, że planeta nadająca się do zamieszkania może się znajdować w  wokół Alpha Centauri, układzie podwójnym gwiazd, oddalonym o zaledwie 4,37 lat świetlnych. Może to być jedna z najbliższych, obiecujących planet potencjalnie nadających się do zamieszkania, chociaż prawdopodobnie nie wygląda zbytnio jak Ziemia, o ile w ogóle istnieje i nie jest po prostu błędem w pomiarach.



Czym jest Alpha Centauri? Jest to znajdujący się najbliżej Ziemi układ gwiezdny, składającego się z trzech różnych gwiazd. Istnieją Alfa Centauri A i B, gwiazdy podobne do Słońca, które tworzą bliską podwójną orbitę wokół siebie w odległości około 4,37 lat świetlnych od nas.  Jako trzecia gwiazda z tego układu zaliczana jest też obecnie Proxima Centauri, mały czerwony karzeł, który fizycznie znajduje się najbliżej nas (4,24 lat świetlnych stąd) i ma znacznie słabszy związek grawitacyjny z pozostałymi dwoma gwiazdami.

To właśnie wokół czerwonego karła Proxima Centauri krążą dwie planety, z których jedna  - Proxima b - wydaje się być egzoplanetą wielkości Ziemi. Na dodatek znajduje się w strefie nadającej się do zamieszkania. Jest to obszar na orbicie gwiazdy, gdzie na powierzchni może tworzyć się woda w stanie ciekłym.  Uważa się jednak, że Proxima b jest blokowana przez przypływy i zalewana przez promieniowanie w postaci wiatru gwiazdnego, co oznacza, że ​​jest mało prawdopodobne, aby nadawała się do zamieszkania.

 

 

Dodaj komentarz