Grudzień 2020

Naukowcy odkryli nową zagadkę mgławic planetarnych

Astronomowie dostarczyli nowe wyjaśnienie dla bogatej różnorodności kształtów, jakie przybierają mgławice planetarne. Odkrycie jest oparte na wielokrotnych obserwacjach starzejących się gwiazd. Wbrew powszechnemu przekonaniu zespół odkrył, że wiatry gwiezdne nie powinny mieć symetrii sferycznej, a zamiast tego przybierać różne kształty zbliżone do samych mgławic planetarnych.



Umierające gwiazdy puchną się i chłodzą, stając się czerwonymi olbrzymami. Ten proces jest odpowiedzialny za powstawanie tak zwanych wiatrów gwiazdowych. Są to strumienie cząstek wyrzucane z gwiazdy, które w znacznym stopniu przyczyniają się do jej utraty masy. Ze względu na braki danych, astronomowie uważali wcześniej, że intensywność wiatrów gwiazdowych we wszystkich możliwych kierunkach przestrzennych jest w przybliżeniu taka sama. Oznaczało to, że siłą rzeczy muszą one mieć symetrię sferyczną. Jednak jeśli wiatry gwiazdowe, faktycznie zachowywałyby się w ten sposób to skąd bierze się tak bogata różnorodność kształtów mgławic planetarnych?



Pytanie to zadał zespół kierowany przez Leen Decin z Katolickiego Uniwersytetu w Leuven w Belgii. Po przeanalizowaniu ruchu wiatrów gwiazdowych wokół zimnych czerwonych olbrzymów za pomocą obserwatorium radiowego ALMA znajdującego się w Chile, naukowcy zauważyli, że rozkład wiatrów prawie w żadnym przypadku nie był sferycznie symetryczny. Naukowcy zidentyfikowali formy dystrybucji strumieni wiatrów gwiazdowych i stwierdzili, że strumienie te mogą tworzyć struktury dyskowe, spiralne i stożkowe. Kształty tych struktur doprowadziły zespół do przekonania, że ​​nie są one dziełem przypadku. 



Zasugerowano, że przyczyna ich różnorodności leży w interakcji z innymi, małymi gwiazdami. Ponieważ nieregularność rozkładu wiatrów gwiazdowych w kierunkach nie była wcześniej brana pod uwagę w modelowaniu ewolucji gwiazd, nowe wyniki doprowadzą do rewizji szeregu modeli. Oznacza to chociażby, że tempo utraty masy przez umierające gwiazdy, w niektórych modelach może zmieniać się dziesięciokrotnie, jeśli nie bardziej. Wyniki ich badań zostały opublikowane w czasopiśmie Science.

 

Dodaj komentarz

Na południowym biegunie Marsa odkryto sieć podziemnych jezior

Kolejne badania zdają się potwierdzać, że Mars wcale nie jest aż tak nieprzyjazny dla rozwoju życia bakteryjnego, a miliardy lat temu faktycznie mógł przypominać dzisiejszą Ziemię. Sonda Mars Express odkryła bowiem sieć podziemnych jezior na południowym biegunie Czerwonej Planety.

 

Już w 2018 roku, naukowcy odnaleźli podpowierzchniowe jezioro, co uznano za przełom w poszukiwaniach życia pozaziemskiego. Istnienie wielkiego zbiornika wody na południowym biegunie planety było kwestionowane przez ekspertów, którzy uważali, że naukowcy nie zebrali wystarczającej ilości danych, aby z całą pewnością można było uznać ten obiekt za jezioro.

 

Jednak najnowsze badania nie pozostawiają już żadnych wątpliwości. Zespół naukowców z Roma Tre University nie tylko potwierdził istnienie tamtego jeziora, ale też odkrył trzy inne zbiorniki wody w stanie ciekłym, które oddzielone są od głównego jeziora suchymi obszarami. Z dostępnych danych wynika, że marsjańska woda zawiera wysokie stężenie soli, dzięki czemu nie zamarza mimo bardzo niskich temperatur na południowym biegunie.

Sonda Mars Express - źródło: ESA

Najnowszego odkrycia dokonano z pomocą instrumentu MARSIS (Mars Advanced Radar for Subsurface and Ionosphere Sounding) sondy Mars Express. Urządzenie wysyła impulsy radarowe, które przenikają powierzchnię i czapy lodowe Marsa. Ta sama technika jest używana do badania jezior pod lodowcami Antarktydy.

 

Odkrycie sugeruje, że pod powierzchnią Czerwonej Planety może ukrywać się znacznie więcej takich jezior. Naukowcy uważają, że podpowierzchniowe zbiorniki wodne Czerwonej Planety mogą zawierać życie bakteryjne, dlatego przyszłe misje kosmiczne powinny koncentrować się na marsjańskich jeziorach.

 

Dodaj komentarz

Rosja może wysłać pilną misję kosmiczną w celu poszukiwania życia na Wenus

Rosyjski program eksploracji Wenus trwa już od dekad. Plany na następne lata obejmują trzy misje kosmiczne przygotowywane na lata 2029-2034, ale ostatnie odkrycia sugerujące istnienie tam życia mogą spowodować pilną wysyłkę specjalnej misji kosmicznej poszukującej śladów życia pozaziemskiego na Wenus i to już w 2027 roku.

We wrześniu brytyjscy i amerykańscy naukowcy ogłosili odkrycie fosfiny w atmosferze Wenus, która może mieć pochodzenie biologiczne. Jest produkowana przez mikroorganizmy, które nie używają tlenu do oddychania.

 

Jednak coraz więcej ekspertów pozostaje sceptycznych wobec wykrycia biomarkerów w atmosferze Wenus, twierdząc, że nie można uznać tego za obiektywny dowód na istnienie życia. Wiarygodne dane naukowe można uzyskać jedynie poprzez badanie kontaktowe na Wenus.

W rosyjskich mediach poinformowano, że rosyjska agencja kosmiczna Roscosmos ocenia właśnie możliwość "szybkiej" dodatkowej wyprawy ukierunkowanej na zbadanie atmosfery Wenus. Taka misja mogłaby zostać wysłana już w 2027 roku. Miałaby na celu zbadanie źródła fosfin. 

 

Rosyjski program eksploracji Wenus obejmuje obecnie trzy misje. Pierwsza z nich to Venera-D, która ma być wystrzelona w listopadzie 2029 roku w celu zbadania powierzchni, atmosfery, struktury wewnętrznej oraz otaczającej ją plazmy.

Druga misja, zaplanowana jest na czerwiec 2031 roku. Powinna kontynuować badanie atmosfery planety, a trzecia w czerwcu 2034, której celem jest dostarczenia próbek atmosfery, aerozoli i prawdopodobnie gleby z Wenus na Ziemię.

 

 

 

Dodaj komentarz

Układ Słoneczny powstał w mniej niż 200 tysięcy lat

Najnowsze badania wskazują, że około 4,5 miliarda lat temu, nasze Słońce i Układ Słoneczny uformowały się w bardzo krótkim okresie czasu, liczącym jedynie 200 tysięcy lat.

Do takiego wniosku doszła grupa naukowców z Lawrence Livermore National Laboratory (LLNL) po zbadaniu izotopów molibdenu znalezionych w ziemskich meteorytach.

 

Materiał, z którego składa się Słońce i reszta Układu Słonecznego, powstał w wyniku zapadnięcia się dużej chmury gazu i pyłu, co miało miejsce około 4,5 miliarda lat temu. Obserwując inne układy gwiezdne, które uformowały się tak jak nasz, astronomowie szacują, że zapadnięcie się chmury i zapalenie gwiazdy zajmuje około 1-2 milionów lat, ale jest to pierwsze badanie, które może dostarczyć danych liczbowych dla naszego Układu Słonecznego.

 

Wcześniej czas powstania Układu Słonecznego nie był znany. Artykuł opublikowany w magazynie Science pokazuje, że upadek, który doprowadził do powstania Układu Słonecznego, nastąpił bardzo szybko, w mniej niż 200 tysięcy lat. Gdybyśmy to wszystko przenieśli do długości życia człowieka, powstanie Układu Słonecznego byłoby porównywalne z ciążą trwającą około 12 godzin zamiast 9 miesięcy, a zatem był to bardzo szybki proces w skali kosmosu.

 

Międzynarodowy zespół naukowców zmierzył skład izotopowy molibdenu (Mo) i skład pierwiastków śladowych pochodzących z węglowych meteorytów chondrytowych, w tym Allende, największego węglowego chondrytu znalezionego na Ziemi. Ponieważ odkryli, że różne składy izotopów Mo obejmują cały zakres materiału, który uformował się w dysku protoplanetarnym, a nie tylko mały kawałek, wtrącenia te musiały powstać podczas zapadania się chmur.

 

 

 

Dodaj komentarz

Astronomowie amatorzy odkryli pięć gigantycznych galaktyk radiowych

Z pomocą astronomów amatorów, naukowcy odkryli pięć nowych gigantycznych radiogalaktyk. Są to obiekty o rozmiarze od 2,3 do 2,6 miliona lat świetlnych. Gigantyczne galaktyki radiowe mają ogromne znaczenie dla badania powstawania i ewolucji źródeł radiowych.



Gigantyczne galaktyki radiowe to radiogalaktyki o całkowitej przewidywanej długości liniowej przekraczającej 2,28 miliona lat świetlnych. W nowej pracy, zespół kierowany przez Hongminga Tanga z Uniwersytetu w Manchesterze donosi o pięciu wcześniej nieznanych gigantycznych galaktykach radiowych.

Natrafiono na nie, dzięki bazie danych Data Release 1. Mowa tu o amatorskim projekcie astronomicznego Radio Galaxy Zoo. Baza danych DR1 jest katalogiem radiogalaktyk z ręcznymi odsyłaczami, opracowanym przez ponad 12 000 ochotników. Nowo odkryte gigantyczne galaktyki radiowe zostały oznaczone odpowiednio J0941 + 3126, J1331 + 2557, J1402 + 2442, J1421 + 1016 i J1646 + 3627. Wszystkie mają stosunkowo wysoką jasność w zakresie radiowym. Szacuje się, że są prawdopodobnie galaktykami eliptycznymi lub przejściowymi galaktykami dyskowymi.

 

Te odkrycia zmotywowały zespół Tanga do dokładniejszego zbadania najjaśniejszych galaktyk w różnych gromadach. Zgodnie z wynikami przeprowadzonych prac, naukowcy podają że 13 znanych wcześniej gigantycznych galaktyk radiowych, można zaklasyfikować jako kandydatów do roli najjaśniejszych galaktyk w gromadach. Nie wykluczone, że dzięki pomocy amatorów astronomii, dalsze odkrycia w tym zakresie nadejdą już wkrótce.

 

Dodaj komentarz

Czy wewnątrz Ziemi znajduje się czarna dziura?

Niektóre teorie naukowe potrafią być bardzo ekstrawaganckie. Dopiero niedawno zauważono, że w szanowanym czasopiśmie naukowym, dziwaczny artykuł o czarnej dziurze znajdującej się w środku Ziemi.

Dziwaczna teoria czarnej dziury znajdującej się bezpośrednio w centrum Ziemi została opublikowana w czasopiśmie naukowym ponad rok temu i nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, co było w nim napisane. Dopiero niedawno został oznaczony jako odrzucony.

 

Artykuł, który ukazał się w Journal of Medical Sciences, rozpoczyna się w następujący sposób: „Niedawno naukowcy z NASA stwierdzili, że w centrum Ziemi może istnieć struktura podobna do czarnej dziury”. A potem jest następujący komentarz autorów: „Uważamy, że istnienie życia na Ziemi może wynikać z faktu, że obiekt ten, podobnie jak czarna dziura, jest bramą [obiektem wielowymiarowym], który powstał z materiałów biologicznych, takich jak DNA”.

 

Kiedy badacze natknęli się na tę pracę w zeszłym tygodniu i przeczytali jej pierwszą stronę, byli przerażeni. Artykuł został opublikowany rok temu, ale nadal nie wzbudził żadnych pytań. Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tej szalonej pracy naukowej,  jest to, że autorzy celowo przedłożyli absurdalny artykuł, aby ujawnić, że czasopisma, które twierdzą, że są naukowe i zdolne do recenzowania publikacji, nie analizują publikowanych przez siebie materiałów, ale pobierają opłaty za ich umieszczenie.

 

 

 

Dodaj komentarz

Astronomowie odkryli kosmiczną katastrofę, która dotknęła naszą Galaktykę

Naukowcy z Rensselaer Polytechnic Institute w Stanach Zjednoczonych odkryli ślady zderzenia Drogi Mlecznej z galaktyką karłowatą sprzed trzech miliardów lat. Gigantyczna katastrofa doprowadziła do pojawienia się charakterystycznych struktur z gwiazd znalezionych w pobliżu konstelacji Panny. Odkrycie zostało opisane w artykule opublikowanym w Astrophysical Journal.



Analizując nowe dane, naukowcy postawili hipotezę, wedle której nadmierna gęstość w konstelacji Panny jest wynikiem zdarzenia sprzed 3 miliardów lat. Uważają oni, że wówczas jedna z pobliskich galaktyk karłowatych zderzyła się z Drogą Mleczną. Niezwykłe struktury dostrzeżone przez astronomów to zakrzywione płaszczyzny utworzone przez gwiazdy, gdy galaktyka karłowata kilkukrotnie przeszła w pobliżu centrum Drogi Mlecznej. 



Za każdym razem grawitacja ciągnęła ją do tyłu, zmuszając ją do oscylowania wokół jądra i rozpraszania gromad gwiazd. Wyniki symulacji pokazały, że nienazwana galaktyka karłowata przeszła przez centrum po raz pierwszy 2,7 ​​miliarda lat temu.

 

 

Dodaj komentarz

Opublikowano najbardziej dokładne zdjęcie plamy słonecznej

Astronomowie opublikowali jak dotąd najostrzejsze zdjęcie plamy słonecznej wykonane z naziemnego teleskopu słonecznego DKIST. Zdjęcie przedstawia bardzo wielką dokładność. Najmniejsze struktury widoczne na fotografii mają zaledwie 20 kilometrów. 

 

Teleskop optyczny DKIST (Daniel K. Inouye Solar Telescope), znajdujący się na Hawajach i wyposażony w 4,24-metrowe zwierciadło główne i system optyki adaptacyjnej, jest jak dotąd największym i najbardziej zaawansowanym naziemnym teleskopem słonecznym. Jego budowa rozpoczęła się w 2013 roku i zakończy się w 2021 roku. Zaprojektowanie i zbudowanie obserwatorium zajmie łącznie dwie dekady.

 

Astronomowie wiążą duże nadzieje z tym instrumentem, ponieważ DKIST, ze względu na bardzo wysoką rozdzielczość i wysoką czułość, jest w stanie dostrzec bardzo drobne szczegóły w fotosferze słonecznej oraz określić siłę i kierunek pola magnetycznego w chromosferze i koronie gwiazdy. Dane uzyskane przez teleskop pozwolą badaczom zrozumieć podstawowe procesy rządzące zachowaniem Słońca, w szczególności rozbłyski i koronalne wyrzuty masy, mechanizmy ogrzewania korony i przyspieszania wiatru słonecznego.

W grudniu 2019 roku DKIST ujrzał Słońce po raz pierwszy i był w stanie uzyskać najbardziej szczegółowy obraz fotosfery słonecznej. Naukowcy opublikowali obecnie najbardziej wyraźne jak dotąd zdjęcie plamy słonecznej AR 2757, które teleskop wykonał w zakresie optycznym 28 stycznia 2020 r. podczas fazy rozruchu urządzenia.

 

Wielkość samej plamy szacuje się na 16 tysięcy kilometrów, najmniejsze struktury, jakie można wyróżnić na zdjęciu, mają nawet do 20 kilometrów. Samo miejsce wydaje się ciemne, ponieważ plazma w nim jest zimniejsza niż w obszarach otaczających plamę. Drobna struktura plamy jest tworzona przez silne pola magnetyczne, które ciągle się zmieniają, co widać na animacji składającej się z obrazów wykonanych przez teleskop w ciągu stu sekund.

 

Słońce badane jest nie tylko przez teleskopy naziemne, ale także przez wiele statków kosmicznych. Najsławniejsze z nich to SOHO, SDO czy dwa obserwatoria STEREO.

 

Dodaj komentarz

Czym groziłoby zderzenie asteroidy Apophis z Ziemią

Asteroida Apophis, została odkryta jeszcze w 2004 roku. Wkrótce potem, naukowcy obliczyli trajektorię jej orbity i odkryli, że ten olbrzymi kosmiczny obiekt, przeleci w pobliżu Ziemi w 2013, 2029, 2036 i 2068 roku. Zgodnie z obecną wiedzą, mierzący 390 metrów średnicy Apophis, porusza się z prędkością około 37 tys km/h. Zderzenie z tym obiektem zakończyłoby się katastrofą, nieporównywalną z niczym co znamy we współczesnej historii. Czy jednak istnieje powód aby tak obawiać się tego ciała niebieskiego?

Kluczowe, w historii o asteroidzie Apophis, wydają się być obawy co do możliwej kolizji tego ciała niebieskiego z Ziemią. Aby odpowiednio je zrozumieć, musicie poznać historię odkrycia tego obiektu i niepokój jaki wywoływał jego kurs. 99942 Apophis został odkryty w czerwcu 2004 roku, jednak dopiero w grudniu pojawiły się pierwsze obawy odnośnie jego potencjalnej kolizji z Ziemią. Media podawały wówczas iż szansa na zderzenie tego obiektu z naszą planetą wynosi 1:300 co z biegiem lat, okazało się być białym kłamstwem.

Rzeczywiste dane NASA sugerowały, iż mowa tu o prawdopodobieństwie rzędu 1:233. W pewnym momencie, zredukowano ją jeszcze bardziej do poziomu 1:37. Cały czas, mówiono oczywiście o kolizji, która miała dopiero nadejść, w 2029 roku. Rozbieżność nie tyczyła się jednak tylko szansy zderzenia, ale również rozmiarów asteroidy, prędkości z jaką się porusza, oraz energii z jaką uderzyłaby w Ziemię. Z biegiem lat wykluczono również szansę zderzenia w 2029 i 2036 roku. Zgodnie z pozyskanymi dotąd informacjami, uważa się, że Apophis mierzy około 390-450 metrów średnicy, porusza się z prędkością około 37 tys km/h, a jej szansa na zderzenie z Ziemią w 2068 roku wynosi 1-na-150,000. Dane ulegają oczywiście ciągłym poprawkom, jednak na dzień dzisiejszy powyższe wartości pozostają statusem quo w kwestii asteroidy Apophis.

 

Jeśli Apophis zderzy się z Ziemią, dostępne szacunki określają energię uwolnioną w takim zdarzeniu na 1200 megaton. W ramach porównania tzw. meteoryt tunguski wyzwolił energię 10 megaton a konsekwencje jego upadku są dostrzegalne po dziś dzień. Jest to o tyle miarodajne, że 30 czerwca 2020 roku minęła 112 rocznica tej słynnej katastrofy. Opisy świadków przedstawiają historię zdającą się odpowiadać opisowi wybuchu jądrowego. Wstrząs był tak silny, że wszystkie sejsmografy na planecie, zdołały go zarejestrować, a w wielu miejscach w Europie obserwowano zjawisko białej nocy. W przypadku Apophisa mówimy o eksplozji większej 120 razy.

Lepszym porównaniem jest tutaj erupcja wulkanu Krakatoa, z 1883 roku. Szacuje się, iż miała ona niemal 200 megaton i pozbawiła życia około około 40 tysięcy ludzi. Eksplozja, która rozerwała wtedy stożek, uważana jest za najgłośniejszy dźwięk, jaki został wyemitowany w historii nowożytnej. Niektórzy słyszeli go z odległości ponad 4 800 km od miejsca tragedii. Jednak nawet ta eksplozja była 6 razy słabsza od ewentualnej kolizji Ziemi z asteroidą Apophis. Zakładając iż dojdzie do uderzenia w ląd, konsekwencje takiego zdarzenia wiązałyby się z potężną eksplozją porównywalną z najpotężniejszymi z konwencjonalnych ładunków jądrowych. Nie będzie to ostateczny "Armagedon" jak zdają się donosić liczne symulacje dostępne w sieci. Wiele wskazuje na to, że tysiące kilometrów kwadratowych zostanie zupełnie unicestwione.

 

Paradoksalnie, jednym z lepszych scenariuszy jest sytuacja, w której dochodzi do uderzenia w Pacyfik, bądź którykolwiek z ziemskich oceanów. Mowa tu o pracy naukowej pochodzącej jeszcze sprzed odkrycia asteroidy Apophis, autorstwa Michaela Paine’a, oraz opublikowanej w czasopiśmie Science of Tsunami Hazards. Ustalono w niej, że ​​na skutek zderzenia z obiektem wielkości asteroidy Apophis (od 300-400m) wystąpiłoby małe, „niespójne” tsunami. W wyniku uderzenia obiektu o tej wielkości, wysokość fali szacuje się na zaledwie 2-11 metrów. Powodem tego jest prosty, że olbrzymia fala stworzona w momencie uderzenia zostanie pozbawiona energii kinetycznej przez samą asteroidę. Mówiąc dokładniej, na skutek kolizji powstałyby liczne fale, ale poruszałyby się one we wszystkich kierunkach i zakłócały siebie nawzajem.

Zniszczenia na linii brzegowej, w dalszym ciągu byłyby znaczne, ale w razie wystąpienia takiego scenariusza, mieszkańcy nadbrzeża mieliby czas aby ewakuować się ze strefy zagrożenia. Wymagałoby to jednak udania się w głąb lądu, przynajmniej na 20 km od brzegu. Jak na razie, nic nie wskazuje jednak aby miało dojść do dalekoidących konsekwencji takiej kolizji, w tym przede wszystkim nuklearnej zimy. NASA, ESA i Roscosmos, rozważają różne scenariusze aby zneutralizować tą asteroidę ale większość działań na tym polu byłaby wykonywana po raz pierwszy. Brane jest pod uwagę wykorzystanie broni jądrowej, użycie Słońca do stopienia ciała niebieskiego czy po prostu zmiana kursu asteroidy poprzez przepchnięcie ciała z kierunku kolizyjnego, za pomocą specjalnego pojazdu kosmicznego. Szczególnie to ostatnie rozwiązanie zyskało sobie wiele zainteresowania w ciągu ostatnich lat.

 

Czy jednak sam Apophis stanowi dla nas zagrożenie? Odpowiadając na pytanie zadane na początku, zdecydowanie jest ono większe niż dotąd sądzono. Wart wzmianki jest tutaj niedawny artykuł naukowy autorstwa Davida Tholena i jego współpracowników. Badacze, zauważyli bowiem, że wcześniejsze obliczenia nie brały pod uwagę tak zwanego efektu Yarkovsky'ego. Wspomniane zjawisko, prowadzi do pojawienia się impulsu reaktywnego z powodu nagrzewania i chłodzenia jednej strony asteroidy i nadaje ciału niebieskiemu dodatkowe przyspieszenie. Efekt ten powoduje, że Apophis odchyla się od obliczonej trajektorii o około 170 metrów na rok. Na nasze nieszczęście, asteroida stopniowo zbliża się do Ziemi.

 

Może to oznaczać, że prawdopodobieństwo jej zderzenia z Ziemią jest wyższe niż wcześniej zakładano. Tholen uważa, że ​​w 2029 i 2036 roku, ryzyko zderzenia asteroidy z planetą pozostaje czysto teoretyczne. Przelot Apophisa w 2068 roku, może się jednak przerodzić w katastrofę o niewyobrażalnej skali. Badanie Apophisa, gdy zbliży się on 2029 roku, powinno dać naukowcom więcej danych aby upewnić się, czy ta olbrzymia asteroida, zagrozi ludzkości 39 lat później. Według obliczeń w 2029 roku znajdzie sięon na tyle blisko Ziemi, że będzie można go zobaczyć gołym okiem. Ziemskie możliwości do reagowania na obiekty takie jak Apophis są znacznie ograniczone.

 

Idealny pokaz tej bezsilności, dały niedawne bliskie przeloty asteroid 2020 QG i 2020 VT4. Ta pierwsza minęła naszą planetę niezauważona w odległości 2340 km, a druga dosłownie otarła się o ziemską atmosferę na wysokości 378 km. Obydwa te obiekty nie były wielkości Apophisa, jednak daje to obraz tego ile podobnych ciał niebieskich kryje się w przestrzeni międzygwiezdnej.

 

Nie ma wątpliwości, że zderzenie z tym ciałem niebieskim skończyłoby się katastrofą dla ludzkości, nawet jeśli nie w skali globalnej a chociażby lokalnej. Jak na razie, szanse na takie zdarzenie są nikłe, lecz znamienne jest to,  iż nie wynoszą one zera. Ile innych podobnych ciał niebieskich skrywa  się niezauważonych poza naszym polem widzenia. Apophis, nawet jeśli nie jest zagrożeniem, powinien stanowić ostrzeżenie przed tym co dopiero nadchodzi, lub może nadejść w każdej chwili. Pozostawiam was więc z tą myślą i nie mogę się doczekać aż zobaczę wasze opinie poniżej w sekcji komentarzy.

 

Dodaj komentarz

Chińczycy roztrzaskali o Księżyc fragment sondy Chang'e-5

Chińska Narodowa Administracja Kosmiczna, postanowiła zniszczyć moduł księżycowy, który zakończył swoją pracę. Moduł startowy chińskiej misji Chang'e-5, został rozbity o powierzchnię Księżyca jeszcze 7 grudnia. Moduł, zderzył się z ziemskim satelitą, gdzieś pomiędzy starożytnymi kraterami Regiomontanus i Walther.

Moduł był kluczowym elementem trudnej 23-dniowej misji Chang'e-5, polegającej na zebraniu próbek księżycowych i dostarczeniu ich na Ziemię. Jego celem, było dostarczenie dwóch kilogramów skał z powierzchni Księżyca na orbitę okołoksiężycową. Po przeładowaniu regolitu na pokładzie modułu serwisowego, jednostka startowa oddzieliła się od niego.

Pomimo tego, że moduł startowy miał zapas paliwa, specjaliści misji zdecydowali się nie przedłużać jego eksploatacji. Wieczorem 7 grudnia doprowadzili do kontrolowanej kolizji modułu z powierzchnią Księżyca. Według chińskiej Narodowej Administracji Kosmicznej, decyzja została podjęta po to aby uniknąć zaśmiecania przestrzeni kosmicznej wokół Księżyca, co utrudniałoby przyszłe misje kosmiczne.

Oczekuje się, że 12 grudnia moduł serwisowy trafi na Ziemię i znajdzie się wówczas w odległości około 5 tysięcy kilometrów od Ziemi. Następnie, zrzuci on kapsułę z księżycowym regolitem, która wyląduje 16 grudnia w jednym z regionów Mongolii Wewnętrznej.

Dodaj komentarz

Strony