Listopad 2020

Naukowcy pomylili się. Złoto we Wszechświecie nie powstało w wyniku zderzeń gwiazd neutronowych

W 2017 roku, astronomowie wykryli kolizję dwóch gwiazd neutronowych i potwierdzili, że podczas tych zderzeń powstają pierwiastki cięższe od żelaza. Założono, że to właśnie te kosmiczne zjawiska są głównym źródłem niektórych pierwiastków ciężkich, takich jak złoto. Jednak najnowsze badania wskazują, że gwiazdy neutronowe odpowiadają za istnienie jedynie niewielkiej ilości złota w kosmosie, a zatem zagadka wciąż nie została rozwiązana.

 

Uważa się, że podczas Wielkiego Wybuchu powstał cały wodór, hel i lit. Pozostałe naturalnie występujące pierwiastki są efektem różnych procesów jądrowych, zachodzących w gwiazdach. Powstałe elementy uwalniane są podczas eksplozji supernowych lub wraz z wiatrem słonecznym.

 

Dotychczas zakładano, że połowa wszystkich pierwiastków cięższych od żelaza, takich jak tor i uran, powstały na drodze kolizji gwiazd neutronowych. Przypuszczenia te wydawały się być zgodne z obserwacją takiego zjawiska w 2017 roku. Jednak najnowsze analizy, przeprowadzone przez astronom Amandę Karakas i jej zespół z projektu ARC Centre of Excellence for All Sky Astrophysics in 3 Dimensions (ASTRO 3D) wykazują, że rola gwiazd neutronowych została najwyraźniej mocno przeszacowana, a za powstanie większości ciężkich pierwiastków odpowiadają supernowe, które podczas zapadania się wirują i generują potężne pola magnetyczne.

Kolizja gwiazd neutronowych – źródło: NASA

Przygotowany przez naukowców nowy model znacząco zmienia obecnie przyjęty model Wszechświata. Wyjaśniono w nim obecność srebra, ale nie złota. Zdaniem badaczy, konieczne może się okazać odkrycie nowego typu gwiezdnej eksplozji lub reakcji jądrowej, która odpowiada za obecną ilość złota we Wszechświecie.

 

Z wyjątkiem wodoru, nie ma takiego pierwiastka, który mógłby powstać tylko z jednego typu gwiazdy. Część węgla w kosmosie pochodzi od umierających gwiazd o niskiej masie, a druga część z supernowych. Natomiast część żelaza pochodzi od „zwykłych” supernowych masywnych gwiazd, a pozostała część to wytwór supernowych typu Ia. Pary masywnych gwiazd, związanych grawitacją, mogą przekształcić się w gwiazdy neutronowe. W momencie kolizji powstają jedne z najcięższych pierwiastków, występujących w naturze.

 

Kwestia pochodzenia złota wciąż pozostaje niewyjaśniona. Jednak przyszłe eksperymenty w laboratoriach pozwolą wyjaśnić, czy ten cenny dla ludzkości pierwiastek powstaje w wyniku nieznanych nam procesów, czy też faktycznie jest dziełem kolizji gwiazd neutronowych, które mogą występować znacznie częściej niż przypuszczano.

 

Dodaj komentarz

Najnowsze odkrycie komplikuje badania nad ciemną materią

Jak wynika z najnowszych obserwacji astronomicznych, w teoriach opisujących zachowania ciemnej materii brakuje jednego kluczowego elementu, który może wyjaśniać, dlaczego naukowcy odkryli nieoczekiwaną rozbieżność między obserwacjami stężenia ciemnej materii w masywnych gromadach galaktyk, a teoretycznymi symulacjami komputerowymi, dotyczącymi jej rozkładu. Najnowsze odkrycie wskazuje, że niektóre niewielkie koncentracje ciemnej materii wywołują efekt soczewkowania, który jest aż 10 razy silniejszy niż oczekiwano.

 

Ciemna materia jest jak niewidzialny klej, który utrzymuje razem gwiazdy, pył i gaz w galaktyce. Ta tajemnicza substancja stanowi większość masy galaktyki, a także podstawę wielkoskalowej struktury Wszechświata. Jednak ciemna materia nie emituje, nie pochłania, ani nie odbija światła, dlatego też nie potrafimy jej bezpośrednio zaobserwować. Jej obecność zdradza jedynie grawitacyjne przyciąganie widzialnej materii w przestrzeni kosmicznej.

 

Gromady galaktyk, najbardziej masywne struktury we Wszechświecie, są również największymi skupiskami ciemnej materii. Gromady składają się z pojedynczych galaktyk, które utrzymywane są razem w dużej mierze przez grawitację ciemnej materii. Naukowcy sprawdzają na nich, czy symulacje numeryczne Wszechświata dobrze odtwarzają to, co możemy wywnioskować z soczewkowania grawitacyjnego.

Gromada galaktyk MACSJ 1206

Rozkład ciemnej materii w gromadach galaktyk jest odwzorowywany poprzez pomiar wyginania światła. Grawitacja ciemnej materii skupiona w gromadach powiększa i zakrzywia światło z odległych obiektów w tle. Efekt ten powoduje zniekształcenia kształtów odległych galaktyk, które pojawiają się na obrazach gromad. Soczewkowanie grawitacyjne często może dawać wiele obrazów tej samej odległej galaktyki.

 

Im większe stężenie ciemnej materii w gromadzie, tym większy jest efekt załamywania światła. Obecność mniejszych skupisk ciemnej materii, związanych z poszczególnymi gromadami galaktyk zwiększa poziom zniekształceń. Gromada galaktyk działa w pewnym sensie jak soczewka, w której osadzonych jest wiele mniejszych soczewek.

Gromada galaktyk MACS J0416.1–2403

Massimo Meneghetti z Obserwatorium Astrofizyki i Badań Kosmicznych oraz jego zespół wykorzystał Kosmiczny Teleskop Hubble'a i Bardzo Duży Teleskop (VLT) Europejskiego Obserwatorium Południowego w Chile do stworzenia dokładnej mapy ciemnej materii. Mierząc zniekształcenia soczewkowania, astronomowie mogli prześledzić ilość i rozkład ciemnej materii. Badaniami objęto trzy gromady galaktyk: MACS J1206.2-0847, MACS J0416.1-2403 i Abell S1063.

 

Zespół badawczy z zaskoczeniem odkrył, że oprócz wielkich łuków i wydłużonych cech odległych galaktyk, wytworzonych przez soczewkowanie grawitacyjne każdej gromady, obrazy Kosmicznego Teleskopu Hubble'a ujawniły również nieoczekiwaną liczbę mniejszych łuków i zniekształconych obrazów, zagnieżdżonych w pobliżu jądra każdej gromady. Naukowcy są przekonani, że zagnieżdżone soczewki powstają przez grawitację gęstych koncentracji materii wewnątrz poszczególnych galaktyk w gromadzie.

 

Łącząc obrazowanie Hubble'a i spektroskopię VLT, astronomowie zidentyfikowali dziesiątki wielokrotnie zobrazowanych, soczewkowanych galaktyk tła. Na tej podstawie opracowano dobrze skalibrowaną mapę wysokiej rozdzielczości, przedstawiającą rozkład masy ciemnej materii w każdej gromadzie. Zespół porównał mapy ciemnej materii z próbkami symulowanych gromad galaktyk o podobnych masach, znajdujących się mniej więcej w takich samych odległościach. Gromady w modelu komputerowym nie wykazały takiego samego poziomu koncentracji ciemnej materii w najmniejszych skalach.

 

Badanie wskazuje, że w symulacjach lub w naszym zrozumieniu natury ciemnej materii brakuje jakiegoś elementu fizycznego. Po prostu istnieje pewna cecha Wszechświata, której nie uwzględniono w obecnych modelach teoretycznych. Naukowcy chcą prowadzić dalsze badania, aby wyjaśnić ten problem.

 

Dodaj komentarz

Astronomowie dostrzegli czarną dziurę pożerającą 6 galaktyk

Astronomowie spoglądający w najdalsze zakątki Wszechświata, od dawna zastanawiali się, skąd we wczesnym wszechświecie, wzięły się supermasywne czarne dziury. Do tej pory, nie było jasne w jaki sposób, były one zdolne pochłonąć tyle materii, gdy wszechświat był jeszcze tak młody. Dopiero teraz, dzięki nowym obserwacjom jednego z tych młodych olbrzymów, astronomowie poznali potencjalną odpowiedź na tą zagadkę.

 

Okazało się, że wspomniana czarna dziura - będąca miliard razy większa od masy Słońca i mająca mniej niż miliard lat - jest połączona z sześcioma pobliskimi galaktykami. Jest to swego rodzaju sieć zasilaja olbrzymiego potwora znajdującego się pośród niej. Dzięki wielu obserwacjom, badacze zdołali skomponować model całej sieci. Do tego celu, wykorzystano jeden z największych teleskopów świata, Very Large Telescope należący do Europejskiego Obserwatorium Południowego w Chile. Praca naukowa na ten temat została opublikowana w czasopiśmie naukowym Astronomy & Astrophysics



Jest to pierwszy udokumentowany przypadek, gdy zdołano uwiecznić grupę galaktyk, zasilającą supermasywną czarną dziurę. Zespół badawczy sugeruje, że winowajcą jest tutaj skupisko ciemnej materii. Tajemniczej, ale niewidocznej substancji, która ma stanowić 85% materii wszechświata. Ciemna materia mogła przyciągnąć ogromne ilości gazu i pyłu, umożliwiając uformowanie się tak zwanej "supergęstej galaktyki". Te olbrzymie obiekty, stały się niemal niewyczerpanym i stabilnym źródłem pożywienia dla czarnej dziury. Zdaniem badaczy, podobne zjawiska mogły zachodzić we wczesnych etapach istnienia wszechświata i doprowadziły one do pojawienia się wielu supermasywnych czarnych dziur.

 

Dodaj komentarz

Sonda Rosetta uchwyciła zorze polarną na komecie

Spektrograf zamontowany na sondzie kosmicznej Rosetta ujawnił wyjątkową poświatę ultrafioletową wokół komety 67P / Churyumov - Gerasimenko. Naukowcy uważają, że po raz pierwszy w historii zdołali zaobserwować zorzę polarną w okolicy komety. Wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie Nature Astronomy.



Automatyczna stacja międzyplanetarna Rosetta należąca do Europejskiej Agencji Kosmicznej została zaprojektowana do badania komety 67P / Churyumov - Gerasimenko. Naukowcy z Southwest Research Institute (SwRI) w Stanach Zjednoczonych, którzy analizują dane ze spektrografu ultrafioletowego ALICE, odkryli niezwykłe emisje zorzy polarnej, które wykraczały poza widmo światła widzialego.



Na Ziemi zorze polarne powstają wówczas, gdy naładowane cząstki słoneczne zmierzają w stronę biegunów przez pole magnetyczne naszej planety. Tam zderzają się z atomami i cząsteczkami w ziemskiej atmosferze, tworząc wielobarwne, mieniące się kurtyny na niebie. Wokół komety, poświata jest wytwarzana przez naładowane cząsteczki wiatru słonecznego, które oddziałują z gazem otaczającym jądro komety, składające się z pyłu i lodu.



NASA



Specjalny czujnik jonów i elektronów (IES) spektrografu Rosetta umożliwił wykrycie tego niezwykłego zjawiska. Początkowo, badacze sądzili, że to co widzą jest procesem spowodowanym interakcją fotonów z gazem z komety. W trakcie szczegółowych analiz odkryli jednak, że promieniowanie ultrafioletowe to zorza polarna wywołana elektronami wiatru słonecznego, które rozszczepiają wodę i inne cząsteczki.



Ponieważ natrafienie na istnienie zorzy na komecie, która nie emituje pola magnetycznego jest dość niespodziewanym znaleziskiem, naukowcy zbudowali fizyczny model zjawiska, uwzględniając dane uzyskane przez inne urządzenia. Naukowcy nadal analizują dane z Rosetty, która zakończyła swoją misję w 2016 roku, i mają nadzieję na nowe odkrycia tego typu.

 

 

Dodaj komentarz

Naukowcy odkryli, że niektóre egzoplanety mogą być wykonane z diamentów

Najnowsze badania, przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Stanowego Arizony i Uniwersytetu Chicagowskiego, wskazują na istnienie diamentowych planet. Niektóre bogate w węgiel egzoplanety mogą zawierać ogromne ilości tego bardzo cennego minerału pod warunkiem, że narodziły się w odpowiednich warunkach.

Gwiazdy i planety powstają z tej samej chmury gazu, dlatego ich skład jest do siebie zbliżony. Wokół gwiazd o niższym stosunku węgla do tlenu znajdziemy planety takie jak Ziemia – złożone z krzemianów i tlenków przy bardzo małej zawartości diamentów. Zawartość diamentów na Ziemi wynosi zaledwie 0,001%.

 

Jednak egzoplanety krążące wokół gwiazd o wyższym stosunku węgla do tlenu są znacznie bardziej bogate w węgiel. Naukowcy postawili hipotezę, że węglowe planety mogą przekształcić się w diament i krzemiany przy obecności wody. Aby to sprawdzić, zasymulowano w laboratorium warunki panujące wewnątrz węglowych egzoplanet.

Naukowcy zanurzyli węglik krzemu w wodzie, po czym ściskali próbkę w diamentowym kowadle pod bardzo wysokim ciśnieniem. Następnie podgrzali ją laserem i wykonywali pomiary rentgenowskie, aby sprawdzić reakcje zachodzące między węglikiem krzemu a wodą. Tak jak przypuszczano, przy wysokiej temperaturze i ciśnieniu, węglik krzemu reagował z wodą i zamienił się w diamenty i krzemionkę.

 

Badania wykazały również, że planety bogate w węgiel raczej nie są aktywne geologicznie, a zatem mogą nie mieć atmosfery i nie będą nadawać się do zamieszkania. Jak dotąd nie udało się odnaleźć życia pozaziemskiego, ale wygląda na to, że mamy znacznie większe szanse, aby znaleźć diamentową planetę.

 

Dodaj komentarz

Czy planeta X może być czarną dziurą?

Już jakiś czas temu stało się jasne, że orbity tak zwanych obiektów transneptunowych, są na tyle dziwne, że jedynym ich wytłumaczeniem jest obecność silnego źródła grawitacji, która na nie oddziałuje. Szacowano iż znajduje się ona gdzieś w Pasie Kuipera i może być nawet nową planetą zwaną potocznie planetą X.

 



Środowisko naukowe podzieliło się zakresie interpretacji anomalii orbit obiektów TNO. Nie wszyscy przyjęli teorię wedle której to oddziaływanie grawitacyjne nieznane dotychczas planety odpowiada za obserwowane z ziemi orbity tych ciał niebieskich. Sformułowano liczne teorię, takie jak ta, że za anomalie grawitacyjne odpowiadają grupy obiektów, których skumulowana siła grawitacji jest porównywalna z planetą.

W 1971 roku Stephen Hawking, opierając się na pomyśle zasugerowanym wcześniej w 1966 roku przez rosyjskich fizyków Jakowa Borysowicza Zeldowicza i Igora Dmitrijewicza Nowikowa , wysunął teorię, że potężne ciśnienie podczas Wielkiego Wybuchu mogło spowodować pzeistoczenie się materii bezpośrednio w czarne dziury. Te pierwotne czarne dziury mogą mieć dowolne rozmiary i znajdować się wszędzie. Czarna dziura tak masywna jak Ziemia byłaby mniej więcej wielkości piłki do ping-ponga i byłaby wyjątkowo trudna do zobaczenia.

 

Nie wykryto jeszcze takich pierwotnych czarnych dziur, ale ich istnienie nie zostało również wykluczone. Jest to o tyle istotne, że w niedawnym eksperymencie OGLE, przeprowadzonym na Uniwersytecie Warszawskim w ramach eksperymentu Optical Gravitational Lensing Experiment, wykryto obecność pół tuzina ciemnych obiektów zlokalizowanych w okolicy w kierunku środka naszej galaktyki. Ich pola grawitacyjne działały jak soczewki, na krótko wzmacniając światło odległych gwiazd, przed którymi dryfowały.

 

Autorzy twierdzą, że obiektami tymi mogą być swobodnie pływające planety o masach od połowy do około 20 razy większej od masy Ziemi. Ale równie łatwo mogłyby być pierwotnymi czarnymi dziurami unoszącymi się wokół galaktyki, sugerowali astronomowie. Gdyby tak było, domniemana Planeta Dziewiąta mogłaby być również czarną dziurą na odległej orbicie wokół Słońca.

 

Dziewiąta byłaby wówczas najbliższą Ziemi czarną dziurą umiejscowioną tak blisko, że ludzie mogliby pomyśleć o wysłaniu tam sondy badawczej. Oczywiście, najpierw należałoby ją znaleźć. Badacze zaproponowali wysłanie setek małych sond we wszystkich kierunkach Układu Słonecznego. Śledząc sygnały przychodzące z sond, naukowcy na Ziemi byliby w stanie stwierdzić, czy i kiedy każda z nich przyspieszyła lub zwolniła, co mogłoby sugerować, że napotkała pole grawitacyjne Planety Dziewiątej lub czegokolwiek innego.

 

Warto przypomnieć, że jeszcze w lipcu pojawiła się inna koncepcja która zakładała, że Planeta X może być rzeczywiście małą czarną dziurą. W pracy naukowcy prowadzonej pod kierunkiem Amira Siraja, studenta Harvardu, opracowano nową metodę wyszukiwania czarnych dziur w zewnętrznej części Układu Słonecznego, opartą na obserwacjach rozbłysków, które pojawiają się, gdy czarną dziurę mija kometa.

W pobliżu takiego obiektu kosmicznego, wszystkie zbliżające się do niego małe ciała niebieskie topią się w wyniku nagrzania z powodu energii uwalnianej, gdy czarna dziura absorbuje materię z otaczającej ją przestrzeni międzygwiezdnej. Po stopieniu te małe ciała ulegają pęknięciu, a ich resztki spadają na czarną dziurę, powodując rozbłyski, które można wykryć dzięki nowoczesnej technologii stosowanej w astrofizyce.

 

Jednak nawet nowoczesna technologia nie pozwala na wykrycie rozbłysków akrecyjnych bez wcześniejszych wskazówek, ale badanie nieba za pomocą LSST będzie w stanie łatwo wykryć takie miejsca. Obserwacje te sprawdzą również hipotezę, czy hipotetyczna Planeta X, na której istnienie wskazują niezwykłe orbity obiektów treansneptunowych i z pasa Kuipera znajdujących się w zewnętrznej części Układu Słonecznego, może okazać się pierwotną czarną dziurą.

 

Dodaj komentarz

Życie może istnieć głęboko nawet pod powierzchnią Marsa lub Księżyca

Nowe badania sugerują, że życie pozaziemskie można znaleźć w pobliżu Ziemi - na przykład na Księżycu lub na Marsie, które wcześniej uważano za pozbawione życia. Podstawową ideą jest to, że poszukiwanie życia nie powinno odbywać się na powierzchni, ale trochę głębiej.

Zwykle, szukając życia na innych planetach, astronomowie najpierw zwracają uwagę na obecność wody na powierzchni oraz w atmosferze. Jednak w nowej pracy naukowcy pod kierunkiem dr Manasvi Lingama, adiunkta astrobiologii z Florida Institute of Technology w USA, rozważali możliwość życia w zbiornikach wodnych znajdujących się głęboko pod powierzchnią skalistych obiektów kosmicznych.

 

Zbadano możliwość wystąpienia warunków sprzyjających powstawaniu i rozwojowi życia głęboko pod powierzchnią skalistych planet i satelitów, takich jak Mars i Księżyc. Ponadto nakreślono możliwą strategię znajdowania śladów tych form życia.

 

Aby utrzymać wodę na powierzchni planety w postaci płynnej, konieczne jest, aby ciśnienie atmosfery było wystarczająco duże, w przeciwnym razie woda szybko wyparuje w kosmos. Jednak w przypadku zbiorników podpowierzchniowych ciśnienie jest wyższe i dlatego zbiorniki takie można znaleźć nawet na tych planetach, które nie są w stanie utrzymać swojej atmosfery.

W badaniu przeanalizowano grubość takich obszarów podpowierzchniowych pod kątem pobliskich skalistych obiektów kosmicznych. Zespół doszedł do wniosku, że wysokie ciśnienie i podwyższona temperatura w takich zbiornikach wodnych umożliwia przetrwanie biologicznego życia. Ponadto ustalono górną granicę masy organizmów, które mogą przetrwać w takich podziemnych zbiornikach wodnych. Jak wykazała analiza, masa tego biomateriału może sięgać kilku procent masy podpowierzchniowej części biosfery Ziemi lub dziesiątych procent całkowitej biomasy naszej planety.

 

Poszukiwania śladów tak głęboko znajdującego się życia, będą wiązały się ze sporymi trudnościami technicznymi ze względu na dużą głębokość hipotetycznych zbiorników. Jedną z opcji poszukiwań jest wiercenie skał na powierzchni skalistego obiektu w pobliżu równika, gdzie hipotetyczne głębokie życie znajduje się bliżej powierzchni. Praca na temat poszukiwania życia pozaziemskiego pod powierzchnią ciał niebieskich została opublikowana w Astrophysical Journal.

 

 

Dodaj komentarz

Zdaniem australijskich naukowców astronomowie produkują za dużo dwutlenku węgla

Australijscy naukowcy stwierdzili, że astronomia powoduje duże emisje dwutlenku węgla, gazu z którym walczą obecnie zwolennicy klimatyzmu. Oszacowano, że jeden astronom produkuje ekwiwalent 37 ton dwutlenku węgla rocznie. Jak to możliwe?

 

Według autorów badania, opublikowanego w najnowszym numerze czasopisma Nature Astronomy, badania kosmosu produkują łącznie 25 tysięcy ton dwutlenku węgla rocznie. W sumie bierze w tym udział mniej niż 700 aktywnych naukowców, w tym doktoranci, a proste obliczenia arytmetyczne dają dokładnie liczbę 37 ton na osobę.

 

Większość tych emisji, czyli około 60%, pochodzi z superkomputerów, których naukowcy używają nie tylko do przetwarzania terabajtów danych uzyskanych za pomocą teleskopów, ale także do modelowania i testowania swoich teorii - na przykład o pochodzeniu wszechświata. W tym samym numerze Nature Astronomy ukazał się też artykuł, który namawia, aby nie używali superkomputerów zbyt często i generalnie nie uruchamiali tych maszyn na pełnych obrotach bez potrzeby. Zaproponowano również porzucenie języka programowania - pythona, stosowanego na potrzeby dużych obliczeń, gdyż użycie tego języka wymaga zwiększonego zużycia energii.

 

Ale astronomowie używają nie tylko superkomputerów, ale także obserwatoriów, a według wspomnianego artykułu na każdego australijskiego zawodowego astronoma przypada około pięciu ton zielonych emisji rocznie. A naukowcy przecież często latają na konferencje i różne inne wydarzenia, emitując do atmosfery kolejne sześć ton dwutlenku węgla.

 

Jednak nie wszyscy astronomowie są równie szkodliwi dla środowiska. Na przykład naukowcy z Instytutu Astronomii im. Maxa Plancka obliczyli, że emisje generowane przez niemieckich naukowców stanowią prawie połowę emisji pochodzących od ich australijskich odpowiedników, a wszystko to ze względu na fakt, że energia odnawialna jest znacznie bardziej rozwinięta w Niemczech niż w Australii.

 

 

Dodaj komentarz

Czy wewnątrz Ziemi znajduje się czarna dziura?

Niektóre teorie naukowe potrafią być bardzo ekstrawaganckie. Dopiero niedawno zauważono, że w szanowanym czasopiśmie naukowym, dziwaczny artykuł o czarnej dziurze znajdującej się w środku Ziemi.

Dziwaczna teoria czarnej dziury znajdującej się bezpośrednio w centrum Ziemi została opublikowana w czasopiśmie naukowym ponad rok temu i nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, co było w nim napisane. Dopiero niedawno został oznaczony jako odrzucony.

 

Artykuł, który ukazał się w Journal of Medical Sciences, rozpoczyna się w następujący sposób: „Niedawno naukowcy z NASA stwierdzili, że w centrum Ziemi może istnieć struktura podobna do czarnej dziury”. A potem jest następujący komentarz autorów: „Uważamy, że istnienie życia na Ziemi może wynikać z faktu, że obiekt ten, podobnie jak czarna dziura, jest bramą [obiektem wielowymiarowym], który powstał z materiałów biologicznych, takich jak DNA”.

 

Kiedy badacze natknęli się na tę pracę w zeszłym tygodniu i przeczytali jej pierwszą stronę, byli przerażeni. Artykuł został opublikowany rok temu, ale nadal nie wzbudził żadnych pytań. Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tej szalonej pracy naukowej,  jest to, że autorzy celowo przedłożyli absurdalny artykuł, aby ujawnić, że czasopisma, które twierdzą, że są naukowe i zdolne do recenzowania publikacji, nie analizują publikowanych przez siebie materiałów, ale pobierają opłaty za ich umieszczenie.

 

 

 

Dodaj komentarz

Rosja może wysłać pilną misję kosmiczną w celu poszukiwania życia na Wenus

Rosyjski program eksploracji Wenus trwa już od dekad. Plany na następne lata obejmują trzy misje kosmiczne przygotowywane na lata 2029-2034, ale ostatnie odkrycia sugerujące istnienie tam życia mogą spowodować pilną wysyłkę specjalnej misji kosmicznej poszukującej śladów życia pozaziemskiego na Wenus i to już w 2027 roku.

We wrześniu brytyjscy i amerykańscy naukowcy ogłosili odkrycie fosfiny w atmosferze Wenus, która może mieć pochodzenie biologiczne. Jest produkowana przez mikroorganizmy, które nie używają tlenu do oddychania.

 

Jednak coraz więcej ekspertów pozostaje sceptycznych wobec wykrycia biomarkerów w atmosferze Wenus, twierdząc, że nie można uznać tego za obiektywny dowód na istnienie życia. Wiarygodne dane naukowe można uzyskać jedynie poprzez badanie kontaktowe na Wenus.

W rosyjskich mediach poinformowano, że rosyjska agencja kosmiczna Roscosmos ocenia właśnie możliwość "szybkiej" dodatkowej wyprawy ukierunkowanej na zbadanie atmosfery Wenus. Taka misja mogłaby zostać wysłana już w 2027 roku. Miałaby na celu zbadanie źródła fosfin. 

 

Rosyjski program eksploracji Wenus obejmuje obecnie trzy misje. Pierwsza z nich to Venera-D, która ma być wystrzelona w listopadzie 2029 roku w celu zbadania powierzchni, atmosfery, struktury wewnętrznej oraz otaczającej ją plazmy.

Druga misja, zaplanowana jest na czerwiec 2031 roku. Powinna kontynuować badanie atmosfery planety, a trzecia w czerwcu 2034, której celem jest dostarczenia próbek atmosfery, aerozoli i prawdopodobnie gleby z Wenus na Ziemię.

 

 

 

Dodaj komentarz

Strony