Lipiec 2020

Odkryto planetę, która jest niezwykle podobna do Ziemi

Astronomowie wciąż poszukują nowych planet pozasłonecznych, skupiając szczególną uwagę na planetach skalistych, które mogą być podobne do Ziemi. Teraz poszukiwacze z Uniwersytetu Canterbury odkryli jedną z najdalszych znanych nam planet, która w dodatku jest superziemią!

 

Nowa planeta znajduje się w odległości 24 722 lat świetlnych od nas, blisko centralnego zgrubienia galaktycznego. Jest to region w centrum Drogi Mlecznej, charakteryzujący się obecnością dużej ilości gwiazd. Egzoplaneta nie tylko jest skalista, ale posiada też orbitę podobną do orbity Ziemi.

 

Większość znanych nam egzoplanet wykryto z pomocą metody tranzytu, lub metody kołysania, która wykrywa drobne drgania wywierane na gwiazdę przez grawitacyjny wpływ egzoplanety. Jednak w tym przypadku zastosowano trzecią metodę, zwaną mikrosoczewkowaniem grawitacyjnym. Polega ona na tym, że światło pochodzące z gwiazdy (źródła) zagina się pod wpływem grawitacji bliżej położonej gwiazdy (soczewki). To zniekształca i powiększa źródło światła.

Źródło: Wise Observatory

Gdy astronomowie potwierdzili, że obserwowany obiekt faktycznie jest planetą, przystąpili do jej analizy. Ustalono, że egzoplaneta jest superziemią o masie około 3,96 masy Ziemi. Jej gwiazda macierzysta posiada zaledwie 12% masy Słońca i jest niezwykle mała. Naukowcy nie mogli ustalić, czy jest to mała gwiazda, czy brązowy karzeł. Ponadto, odległość orbity między planetą a gwiazdą wynosi od 0,63 do 0,72 jednostek astronomicznych, co w przybliżeniu odpowiada odległości planety Wenus względem Słońca. Jednak omawiana gwiazda jest mała, a egzoplaneta porusza się bardzo powoli, przez co jeden pełny obieg wokół niej zajmuje około 617 dni.

 

Nie udało się poznać istotnych szczegółów, takich jak temperatury i aktywności gwiazdy, co odgrywa ważną rolę w kształtowaniu środowiska planety. Dlatego naukowcy jeszcze przez długi czas nie będą mogli ustalić, czy odległa superziemia nadaje się do zamieszkania.

Dodaj komentarz

Potencjalnie niebezpieczne asteroidy mogą zostać zneutralizowane za pomocą specjalnych lin

Niebezpieczne asteroidy, znajdujące się na kursie kolizyjnym z Ziemią, co jakiś czas dokonują dzieła zniszczenia na naszej planecie. Z tego powodu astronomowie starają się wykryć na czas takie obiekty, aby zyskać czas w celu przeciwdziałania kolizji. Zaproponowano nową metodę radzenia sobie z takim kosmicznym zagrożeniem - i to z wykorzystamiem lin!

 

W pobliżu naszej planety stale przelatują większe i mniejsze ciała niebieskie. Zlokalizowano już tysiące obiektów, których orbity przebiegają w pobliżu Ziemi. Takie asteroidy nazywane są NEO - Near Earth Object. Niektóre z nich są potencjalnie niebezpieczne, co określa się jako PHA - Potentially Hazardous Asteroid, i niosą one ryzyko zderzenia z Ziemią, co może prowadzić do katastrofalnych konsekwencji i śmierci dziesiątek tysięcy ludzi.

 

Jednym z możliwych sposobów zapobiegania zderzeniom z PHA jest bombardowanie asteroidy ładunkami jądrowymi. Jednak ta metoda jest traktowana jako działania ostatniej szansy, bo jest obarczona dużym ryzykiem, że nasza planeta będzie musiała wtedy stawić czoła radioaktywnemu deszczowi meteorów. 

 

Nowa, bardziej delikatna metoda została opracowana przez panią Flavianę Venditti z Arecibo Observatory i University of Central Florida, proponuje ona zmianę trajektorii potencjalnie niebezpiecznej asteroidy poprzez połączenie jej mocną liną z innym małym ciałem niebieskim. Według Venditti, środek ciężkości takiego układu przesunie się, a w konsekwencji zmieni się również orbita obiektu PHA. 

 

Naukowcy przetestowali już ten pomysł przy użyciu modelu komputerowego. Obiektem badawczym w symulacji była asteroida (101955) Bennu, która z prawdopodobieństwem 1: 4000 może się zderzyć z Ziemią w drugiej połowie XXII wieku. Obliczenia wykazały, że system lin naprawdę może zmienić trajektorię takiego ciała niebieskiego.

Jedną z wad tego pomysłu jest to, że jej zastosowanie może zająć więcej czasu niż wiele innych metod, na przykład uderzenie kinetyczne w asteroidę, przetestowane przez NASA w ramach misji Deep Impact. Z asteroidą Bennu również rozważane jest takie uderzenie kinetyczne. Asteroida ma około 500 metrów średnicy, zatem ewentualne zderzenie z Ziemią mogłoby wywołać katastrofalne skutki. 

 

NASA oraz agencja National Nuclear Security Administration (NNSA) pracują nad projektem statku kosmicznego, który mógłby odeprzeć taką potencjalnie niebezpieczną asteroidę. Statek otrzymał roboczą nazwę HAMMER (Hypervelocity Asteroid Mission Mitigation for Emergency Response), czyli młot.

Jednak eksperci uspokajają, że w kontekście zagrożenia przez Bennu, "młot" będzie potrzebny dopiero w XXII wieku, a konkretnie przed 25 września 2135 roku.

 

Dodaj komentarz

Udowodniono, że ziemska atmosfera dudni jak dzwon

Badanie opublikowane w czasopiśmie Journal of the Atmospheric Sciences przez naukowców z University of Hawaii na Manoa i Kyoto University dowodzi, że cała atmosfera Ziemi wibruje w podobny sposób, co jest wyraźnym potwierdzeniem teorii opracowanych przez fizyków w ciągu ostatnich dwóch stuleci.

 

Atmosferyczny dzwon wibruje jednocześnie niskim tonem i wieloma wyższymi tonami, tworząc przyjemny dźwięk muzyczny. W przypadku atmosfery „muzyka” nie jest dźwiękiem, który mogliśmy usłyszeć, ale występuje raczej w postaci wielkoskalowych fal ciśnienia atmosferycznego obejmujących glob i krążących po równiku. Niektóre poruszające się ze wschodu na zachód, a inne z zachodu na wschód. Każda z tych fal jest rezonansową wibracją atmosfery, podobną do jednego z rezonansowych dźwięków dzwonu.

W tym badaniu eksperci z Japonii i USA dostarczają szczegółowej analizy obserwowanego ciśnienia atmosferycznego na kuli ziemskiej, co godzinę przez 38 lat. Uzyskane wyniki wyraźnie dowodzą obecności kilkudziesięciu przewidywanych modulacji falowych. Podczas tego badania szczególną uwagę zwrócono na fale o okresach od 2 do 33 godzin, które podróżują poziomo przez atmosferę, poruszając się po całym świecie z dużą prędkością. Tworzy to charakterystyczny „szachowy” wzór wysokiego i niskiego ciśnienia związanego z tymi falami podczas ich propagacji.

 

Identyfikacja tych interferencji na podstawie rzeczywistych danych pokazuje, że atmosfera naprawdę wydaje odgłosy jak dzwon. Rozwiązuje on od dawna klasyczny problem w nauce o atmosferze, ale otwiera także nową ścieżkę badań w celu zrozumienia zarówno procesów wzbudzających fale, jak i procesów, które je zagłuszają.

 

 

Dodaj komentarz

Kometa 2020 F3 (NEOWISE) jest teraz najlepiej widoczna z Ziemi

Nieoczekiwanie nowo poznana kometa okresowa 2020 F3 (NEOWISE) zapewniła nam tego lata pokaz astronomiczny jakiego nie było na ziemskim niebie od kilkunastu lat. Właśnie rozpoczyna się najlepszy okres do jej oglądania, który potrwa do początku sierpnia. Jeśli pogoda pozwoli czekają nas w najbliższych dniach fascynujące obserwacje.

 

Środowisko astronomiczne pokładało bardzo wielkie nadzieje, że odpowiednią jasność osiągnie kometa C/2019 Y4 (ATLAS), ale rozpadła się ona pod wpływem ciepła słonecznego. Jednak natura miała dla nas niespodziankę w postaci nowej komety, 2020 F3 (NEOWISE), która spełniła wszelkie nadzieje pokładane w komecie ATLAS.

 

Trzeba docenić to, że kometa jest dobrze widoczna na całej półkuli północnej, bo ostatnio często tak nie bywało przy innych kometach. Nie trzeba też budzić się w środku nocy, co dla niektórych amatorów obserwacji nocnego nieba stanowi barierę nie do pokonania. Teraz przez kilka następnych dni wystarczy udać się na oglądanie około 23:00 czasu polskiego i wypatrzeć bardzo charakterystyczny gwiazdozbiór - Wielkiej Niedźwiedzicy.

Foto: Declan Deval

Kometa C/2020 F3 Neowise jest obecnie bardzo blisko na niebie gwiazdy Talith w konstelacji Wielkiej Niedźwiedzicy, co bardzo ułatwia jej znalezienie. Kometa niedługo znajdzie się w punkcie najbliższym Ziemi, ale tym samym będzie się oddalała od Słońca, a zatem wkrótce zacznie gasnąć.

Do końca lipca będzie ostatnia szansa na jej obserwacje lub wykonywanie zdjęć bez drogiego sprzętu w postaci teleskopu. Jeśli ktoś dysponuje lornetką - najlepiej ze statywem - powinna ona obecnie zapewnić doskonałe warunki do obserwacji warkocza tej komety. Gołym okiem wygląda ona obecnie jak świecąca gwiazda.

 

 

Dodaj komentarz

Naukowcy coraz bliżej wyjaśnienia powstania sześciokątnej burzy na Saturnie

Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda opracowali symulację komputerową, która pomaga wyjaśnić powstanie ogromnej, sześciokątnej burzy na biegunie północnym Saturna. Okazuje się, że jest to bardzo głębokie zjawisko atmosferyczne.

 

Wielka burza w kształcie sześciokąta została odkryta w 1981 roku podczas misji Voyager. Jej szacowana średnica wynosi około 30 000 km. Naukowcy zauważyli, że ta specyficzna burza jest zjawiskiem atmosferycznym, które prawdopodobnie posiada podobną naturę do huraganów obecnych na Ziemi. Jednak mimo wielu badań, do dziś nie wiadomo, dlaczego burza na biegunie północnym Saturna posiada kształt sześciokąta. Co więcej, nie potrafimy wyjaśnić, dlaczego na przestrzeni czterech dekad, burza nie zmieniła swojego kształtu i jest niezwykle stabilna.

 

Naukowcy nie potrafili nawet określić, czy heksagonalna burza na Saturnie jest zjawiskiem płytkim, czy bardzo głębokim. Dopiero najnowsza trójwymiarowa symulacja komputerowa najwyraźniej dostarczyła nam odpowiedzi na to pytanie. Zespół badawczy z Uniwersytetu Harvarda uwzględnił w swojej symulacji dane z wielu źródeł, w szczególności z 13-letniej misji kosmicznej sondy Cassini.

Źródło: NASA/JPL-Caltech/SSI

Symulacja wykazała głęboką konwekcję termiczną, poruszającą się w zewnętrznych warstwach atmosfery Saturna, co doprowadziło do powstania trzech dużych cyklonów w pobliżu biegunów, a także heksagonalny strumień powietrza, który obraca się w przeciwnym kierunku. Badanie wykazało również, że ogromna sześciokątna burza może posiadać głębokość tysięcy kilometrów. Jednak symulacja sama w sobie nie jest ostatecznym dowodem i potrzeba dokładniejszych danych atmosferycznych Saturna, aby modele komputerowe lepiej odzwierciedlały rzeczywistość.

 

Dodaj komentarz

Astronomowie odkryli Ścianę Bieguna Południowego. To jedna z największych struktur we Wszechświecie

Kosmograf Daniel Pomarede z Uniwersytetu Paris-Saclay i jego zespół opracował trójwymiarową mapę, na której odkryto nową gigantyczną strukturę. Tzw. Ściana Bieguna Południowego rozciąga się na odległość 1,4 miliarda lat świetlnych i zawiera setki tysięcy galaktyk!

 

Nowo odkryta struktura kosmiczna nie została wcześniej zauważona, ponieważ jej większa część „ukrywa się” za Drogą Mleczną w odległości około 500 milionów lat świetlnych od Ziemi w tzw. strefie unikania. Efekt ten powoduje, że nie możemy obserwować odległych obiektów w płaszczyźnie dysku galaktycznego Drogi Mlecznej z powodu obecności gazów, pyłów i gwiazd.

 

Daniel Pomarede i jego zespół posłużył się w swoich badaniach najnowszymi pomiarami nieba. Naukowcy prześledzili przesunięcia galaktyk ku czerwieni, ich ruch względem siebie oraz oddziaływania grawitacyjne. Dzięki tej metodzie można wykryć ukrytą masę, która grawitacyjnie wpływa na ruch galaktyk, a także odkryć ciemną materię. Następnie skorzystano z algorytmów komputerowych, które pozwoliły stworzyć trójwymiarową mapę rozkładu materii w strefie unikania i wokół niej.

Źródło: Daniel Pomarede/Uniwersytet Paris-Saclay

Badania te pozwoliły odkryć gigantyczną strukturę kosmiczną, której ramiona rozciągają się w kierunku gwiazdozbiorów Wieloryba i Ptaka Rajskiego. Potwierdzenie istnienia Ściany Bieguna Południowego i innych wielkich struktur pozwala weryfikować obecne modele kosmologiczne.

 

Warto dodać, że Ściana Bieguna Południowego pod względem wielkości jest zbliżona do Wielkiej Ściany Sloan – szóstej największej struktury kosmicznej, jaką zdołano odkryć. Aktualnym rekordzistą jest Wielka Ściana w Herkulesie-Koronie Północnej, która rozciąga się na około 10 miliardów lat świetlnych, czyli ponad jedną dziesiątą wielkości widzialnego Wszechświata.

 

Dodaj komentarz

Łazik Curiosity sfotografował Ziemię i Wenus widziane z Marsa

Łazik Mars Curiosity NASA głównie eksploruje Marsa, ale czasami zatrzymuje się, aby obserwować gwiazdy z tamtej perspektywy. Niedawno zrobił zdjęcie Ziemi i Wenus widocznych na nocnym niebie Czerwonej Planety.

W stronę nieba skierowano kamerę Mastсam. Zdjęcie wykonano około 75 minut po zachodzie Słońca, 5 czerwca 2020 roku, pokazuje Ziemię i Wenus. Obie planety wydają się być zwykłymi punktami światła zazwyczaj planety te wyglądają jak bardzo jasne gwiazdy.

 

Krótka sesja zdjęciowa była częścią misji pomiaru jasności nieba.O tej porze roku na Marsie pojawia się więcej pyłu, który zatrzymuje część światła słonecznego, co sprawia, że ​​zmierzch jest szczególnie jasny. Nawet umiarkowanie jasne gwiazdy nie były widoczne w momencie wykonanywania tego zdjęcia Wenus. 

Po prawej zdjęcie z 2014 roku po lewej aktualne, marsjański pył znacznie rozjaśnił widnokrąg

Na dole obrazu znajduje się szczyt kamiennego wzgórza zwanego „Tower Butte” w obszarze zawierającym glinę, który łazik Curiosity eksploruje już od ponad roku. Od lądowania w 2012 roku łazik fotografował marsjańskie zachody Słońca i przelatujące asteroidy. Obserwował również Merkurego i dwa księżyce Marsa, Fobosa i Deimosa, przechodzące wzdłuż tarczy Słońca.

 

Przyszłość łazika nie wygląda jednak różowo. Finansowanie misji Curiosity na przyszłe lata nadal nie jest zapewnione i potrzebne są do tego decyzje polityczne, aby utrzymać program w działaniu. Łazik radzi sobie na Marsie bardzo dobrze i może jeszcze służyć przez wiele lat.

 

Dodaj komentarz

Mars mógł kiedyś posiadać pierścienie jak Saturn

Naukowcy z Instytutu SETI i Uniwersytetu Purdue analizowali nachylenie orbity Deimosa, marsjańskiego księżyca. Badacze doszli do wniosku, że orbitę tego księżyca można wyjaśnić tylko w jeden sposób – miliardy lat temu, Mars musiał posiadać pierścień.

 

Przez bardzo długi czas, naukowcy byli przekonani, że odkryte w 1877 roku dwa marsjańskie księżyce były wcześniej asteroidami, które zostały przechwycone przez planetę. Ponieważ ich orbity leżą niemal na tej samej płaszczyźnie co równik Marsa, księżyce musiały powstać w tym samym czasie, co sama planeta. Jednak orbita Deimosa jest nachylona o 2 stopnie. Wcześniej naukowcy nie przywiązywali do tego większej wagi.

 

W 2017 roku, David Minton, profesor na Uniwersytecie Purdue oraz jego ówczesny student Andrew Hesselbrock zauważyli, że wewnętrzny księżyc Marsa, Fobos, traci wysokość. W przyszłości, jego orbita obniży się do tego stopnia, że siły pływowe rozerwą go na drobne fragmenty, które stworzą pierścień. Naukowcy doszli do wniosku, że przez kilka miliardów lat mogły istnieć generacje marsjańskich księżyców, które po zniszczeniu tworzyły pierścień, natomiast pierścienie mogły dawać początek nowym, mniejszym księżycom.

Dejmos – źródło: NASA/JPL-Caltech/University of Arizona

Przeprowadzone symulacje numeryczne zdają się potwierdzać nową teorię. Nachylenie orbity Deimosa, jak wskazują naukowcy, może wynikać z rezonansu orbitalnego 1:3 z dawnym księżycem „proto-Fobosem”, którego masa była 20 razy większa od masy Fobosa. Co więcej, Dejmos ma kilka miliardów lat, natomiast Fobos może mieć zaledwie 200 milionów lat.

 

W 2024 roku, japońska agencja JAXA zamierza wysłać statek kosmiczny na Fobosa, aby pobrać próbki z jego powierzchni i dostarczyć je na Ziemię. Badania materiału księżycowego mogą potwierdzić, lub ewentualnie odrzucić nową teorię.

 

Dodaj komentarz

Naukowcy nadal nie wiedzą, skąd wziął się Księżyc

Nowe odkrycia podały w wątpliwość najpopularniejszą dotychczas teorię powstania Księżyca. Zakłada ona, że glob ten został utworzony z gorącej chmury materii wyrzuconej w przestrzeń kosmiczną podczas kolizji Ziemi z inną planetą Teią.  Najnowsze odkrycia odnośnie składu Księżyca, mogą zaprzeczyć tej teoretycznie spójnej hipotezie.

 

Według najpopularniejszej teorii powstawania Księżyca, ponad cztery miliardy lat temu planeta Teia uderzyła w Ziemię. Z powodu kolosalnego zderzenia ogromne masy materii zostały wyrzucone w przestrzeń w postaci gazu i rozpalonego do czerwoności pyłu. Część tej substancji wróciła na naszą planetę, a z pozostałej materii z biegiem czasu uformował się Księżyc.

Teoria ta łączy ze sobą wiele faktów. Wśród nich znaczące nachylenie osi Ziemi, które może być konsekwencją takiej kosmicznej kolizji. Twierdzono również, że teorię wspiera skład chemiczny skał księżycowych przywiezionych na Ziemię przez amerykańskich astronautów. Ale niedawno astronomowie uzyskali dane, które są bardzo trudne do wyjaśnienia w ramach tego modelu.

 

Chodzi o przepływy jonów węgla mierzonych przez półtora roku przez japoński aparat orbitalny KAGUYA. Naukowcy odkryli, że prawie cała powierzchnia Księżyca wydziela te cząsteczki. Średnio 50 tysięcy jonów na sekundę jest wysyłanych w kosmos z centymetra kwadratowego. Jest to znacznie więcej, niż można się było spodziewać, nawet biorąc pod uwagę, że część węgla dociera na Księżyc wraz z wiatrem słonecznym i mikrometeorytami.

 

Ponadto okazało się, że równiny bazaltowe emitują więcej jonów węgla niż regiony górskie. Sugeruje to również, że pierwiastek ten ma lokalne pochodzenie. Być może niziny pokryte są stosunkowo młode i nie zdołały jeszcze stracić rezerw węgla. Ale najczęstsze związki węgla, takie jak węglany,nie są odporne na wysokie temperatury. Rozkładają się, uwalniając węgiel do środowiska w postaci dwutlenku węgla, który ulatuje w kosmos.

 

Jak zatem tak znaczne rezerwy tego lotnego pierwiastka mogły powstać na Księżycu, utworzonym rzekomo z rozpalonej do czerwoności chmury? To trudne pytanie i nic dziwnego, że odkrycie dokonane dzięki japońskiemu orbiterowi wywróciło dotychczasowe ustalenia. Szczegóły na temat węgla w artykule naukowym opublikowano w czasopiśmie Science Advances.

 

 

Dodaj komentarz

Astronauci wyniesieni w kosmos przez SpaceX wrócą na Ziemię w sierpniu

W niedzielę 31 maja miało miejsce wydarzenie historyczne - po raz pierwszy doszło do wystrzelenia statku kosmicznego zaprojektowanego i obsługiwanego przez prywatną firmę i skutecznego zadokowania do Międzynarodową Stację Kosmiczną z astronautami na pokładzie. Teraz wszyscy czekają na szczęśliwy powrót i będzie można ogłosić sukces tej prywatno-publicznej misji kosmicznej.

 

Pierwszy statek kosmiczny wystrzelony ze Stanów Zjednoczonych od 9 lat z udziałem ludzi był w stanie zadokować na ISS. Dokładna data zakończenia wyprawy nie została jeszcze ogłoszona, ale ta faza misji powinna się rozpocząć na początku sierpnia.

 

Wygląda na to, że pierwsza okazja do oddokowania się z ISS w Crew Dragon i powrotu załogi do domu będzie około 2 sierpnia. Wcześniej rosyjski kosmonauta Oleg Kotow, który trzykrotnie przebywał na orbicie, wyjaśnił, dlaczego dokładna data zakończenia wyprawy nie została podana, gdy wystrzelono ten pojazd. Zdaniem rosyjskiego eksperta wynika to przede wszystkim z faktu, że głównym zadaniem lotu jest przede wszystkim przetestowanie możliwości statku kosmicznego Dragon Crew przez długi czas w stanie zadokowanym do ISS.

Prywatna firma kosmiczna SpaceX, 30 maja bieżącego roku z powodzeniem wysłała dwóch astronautów w kosmos na pokładzie statku kosmicznego Dragon Crew za pomocą rakiety Falcon 9. Załoga w skłądzie Doug Hurley i Robert Benken, bezpiecznie przybyła na ISS i weszła na pokład stacji, dołączając do załoga 63. długoterminowej wyprawy na ISS.

 

 

 

Dodaj komentarz

Strony