Ogromna błękitna wydma piaskowa została uchwycona na zdjęciu satelitarnym Czerwonej Planety. Fotografię wykonała sonda kosmiczna Mars Reconnaissance Orbiter (MRO) agencji NASA.
Wydma znajduje się w polu w kształcie półksiężyca na dnie 236-kilometrowego Krateru Lyota, leżącego około 50 stopni na północ od marsjańskiego równika. Ta konkretna wydma wyróżnia się wśród innych tym, że ma nieco inny skład niż otaczający ją piasek.
Mimo niezwykłego koloru na fotografii, wydma nie jest w rzeczywistości błękitna. Każde zdjęcie wykonane przez sondę posiada minimalne rozciągnięcia, co ma na celu zwiększanie kontrastu. Wydma w rzeczywistości jest szara, jednak ze względu na kontrast, na tle Czerwonej Planety wydaje się być niebieska.
Sonda Mars Reconnaissance Orbiter dotarła na orbitę Marsa w marcu 2006 roku. Od tego czasu statek kosmiczny wykonał wiele różnych misji, począwszy od poszukiwania wody po zbadanie potencjalnych miejsc lądowania dla łazików kosmicznych. Orbiter przekazuje również dane z łazików Opportunity oraz Curiosity z powrotem na Ziemię.
Uran to odległa i specyficzna planeta Układu Słonecznego. Oś obrotu tego gazowego giganta jest silnie nachylona, a naukowcy nie potrafią zrozumieć dlaczego. Jednak najnowsze symulacje komputerowe zdają się potwierdzać, że w odległej przeszłości, Uran zderzył się z inną planetą.
Oś obrotu Urana jest nachylona pod kątem około 98 stopni do kierunku prostopadłego do ekliptyki, tak więc oś obrotu tego błękitnego olbrzyma znajduje się niemal w płaszczyźnie Układu Słonecznego. Tylko ogromna siła mogłaby wywrzeć wpływ na ciało niebieskie takich rozmiarów. Dlatego uważa się, że w przeszłości mogło dojść do wielkiej kosmicznej kolizji.
Image
Na podstawie symulacji komputerowych, naukowcy z Uniwersytetu w Durham ustalili, że Uran prawdopodobnie zderzył się z planetą o masie co najmniej dwa razy większej od Ziemi. Kolizja ta mogła nastąpić w bardzo wczesnym etapie rozwoju gazowego olbrzyma i wpłynęła na jego charakterystykę.
Naukowcy twierdzą również, że zderzenie Urana z innym ciałem niebieskim mógł być procesem, który trwał stosunkowo krótko. Co więcej, planeta, która wleciała w błękitnego olbrzyma, mogła przetrwać tę katastrofę i nie wyklucza się, że tym impaktorem mogła być tajemnicza dziewiąta planeta, która znajduje się gdzieś na obrzeżach Układu Słonecznego.
Satelita Mars Express, przelatujący nad północnymi zakątkami Marsa, uchwycił obraz szerokiego na ponad 80 km, wypełnionego lodem krateru Korolev.
Rozpoczęty 15 lat temu przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA) projekt Mars Express koncentruje się głównie na badaniu lodowców i regionów polarnych Czerwonej Planety.
Korolev jest niezwykłym kraterem głównie ze względu na fakt, że jest wypełniony lodem przez cały rok. ESA wyjaśnia, że lód krateru jest odporny na topnienie podczas cieplejszych sezonów letnich, ponieważ masywna równina tworzy tzw. "zimną pułapkę". Gdy powietrze krąży nad kraterem, ochładza się i opada na lód, tworząc coś w rodzaju tarczy ochraniającej powierzchnię.
Image
Krater zawdzięcza swoją nazwę legendarnemu naukowcowi, Siergiejowi Korolewowi. Inżynier stał na czele radzieckiego programu kosmicznego, w ramach którego wysłano w kosmos pierwszego człowieka i wygrano korespodencyjny pojedynek ze Stanami Zjednoczonymi.
Sonda Mars Expressnadal będzie aktywnie przeszukiwać powierzchnię Czerwonej Planety i możemy spodziewać się, że w przyszłości dostarczy nam jeszcze wielu niesamowitych obrazów.
Amerykańska agencja kosmiczna NASA opublikowała zdjęcia radarowe asteroidy 2003 SD220 i okazało się, że ma ona bardzo nietypowy kształt. Obiekt ten znajdzie się najbliżej Ziemi 22 grudnia gdy znajdzie się w perygeum wynoszącym 2,9 miliona kilometrów.
Jest to wystarczająco blisko aby wykorzystać ziemskie obserwatoria radarowe Goldstone z USA i Arecibo z Puerto Rico, celem poznania ruchu tego obiektu i jego kształtu. Naukowcy z NASA stwierdzili, że 2003 SD220 przypomina postać hipopotama pływającego po rzece. Niektórzy jednak miewają inne, bardziej sprośne skojarzenia :)
Obserwacje radarowe były prowadzone od 15 do 19 grudnia. Dzięki nim ustalono, że długość tego obiektu jest szacowana na około 1,6 km. Ze względu na duże rozmiary, asteroida ta jest klasyfikowany jako „potencjalnie niebezpieczne”, ale według wyliczeń ekspertów z NASA, w najbliższej przyszłości nie jest dla nas zagrożeniem.
Image
Zdaniem ekspertów, było to największe zbliżenie 2003 SD220 do Ziemi w ciągu ostatnich 400 lat. Następnym razem to ciało niebieskie znajdzie się w podobnej odległości do naszej planety w 2070 roku.
Astronomowie zastosowali rewolucyjną metodę wykrywania ciemnej materii w gromadach galaktyk. Technika ta pozwala „zobaczyć” rozkład ciemnej materii z rekordową precyzją i być może pozwoli w przyszłości zbadać jej naturę. Wyniki badań opublikowano w czasopiśmie naukowym Monthly Notices of the Royal Astronomical Society (MNRAS).
W ostatnich dziesięcioleciach, astronomowie próbowali zrozumieć prawdziwą naturę tajemniczej substancji, która stanowi większość materii we Wszechświecie, oraz odwzorować jej rozkład. Dwóch astronomów, Mireia Montes z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii oraz Ignacio Trujillo z Instytutu Astrofizyki Wysp Kanaryjskich, dokonali postępu na tym polu. Naukowcy wykorzystali dane, które pozyskano z pomocą programu Frontier Fields, aby dokładnie zbadać rozkład ciemnej materii.
Mireia Montes wyjaśniła, że bardzo słabe światło w gromadach galaktyk pozwala zobaczyć rozmieszczenie ciemnej materii. Światło to, pochodzące z wewnątrz gromad, jest produktem ubocznym oddziaływań między galaktykami. Podczas tych interakcji, poszczególne gwiazdy wyrzucane są ze swoich galaktyk i swobodnie poruszają się wewnątrz gromady. Gdy zdołają uwolnić się od sił grawitacji swoich galaktyk, trafiają tam, gdzie znajduje się większość masy, głównie ciemnej materii, w gromadzie.
Image
Źródło: NASA/ESA/HST Frontier Fields (STScI)
Gwiazdy te rozmieszczone są niemal tak samo, jak ciemna materia i nie zderzają się ze sobą. Zamiast tego, przemieszczają się zgodnie z grawitacyjnym potencjałem całej gromady. Jak wynika z badań, światło wewnątrz gromady jest rozmieszczone prawie tak jak ciemna materia i ujawnia jej rozkład dokładniej, niż jakakolwiek inna metoda, polegająca na wykorzystaniu wskaźników świetlnych.
Powyższa metoda jest również wydajniejsza od soczewkowania grawitacyjnego – złożonej techniki, wymagającej precyzyjnego odtworzenia zjawiska soczewkowania i czasochłonnych kampanii spektroskopowych. Metoda wykorzystana przez astronomów opiera się jedynie na głębokich zdjęciach kosmosu.
Wyniki badań wskazują, że wreszcie posiadamy możliwość przyjrzenia się naturze ciemnej materii. Ignacio Trujillo wskazuje, że jeśli ciemna materia oddziałuje sama ze sobą, interakcje te możemy zaobserwować jako drobne odchylenia rozkładu ciemnej materii od bardzo słabej poświaty gwiazd. Astronomowie zamierzają przetestować swoją metodę na innych gromadach, po czym inne zespoły badawcze przeprowadzą własne analizy. W kolejnych latach, Montes i Trujillo będą mogli zbadać setki gromad galaktyk, korzystając z przyszłych teleskopów kosmicznych, takich jak Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba.
Astronomowie powiadomili o odkryciu bardzo odległej planety karłowatej. 2018 V18 znajduje się w odległości 120 jednostek astronomicznych i jest oficjalnie najbardziej odległym znanym ciałem niebieskim w Układzie Słonecznym.
Planeta karłowata została odkryta przez trójkę astronomów - Scotta Shepparda z Instytutu Carnegiego w Waszyngtonie, Davida Tholena z Uniwersytetu Hawajskiego oraz Chada Trujillo z Uniwersytetu Północnej Arizony. Naukowcy posłużyli się japońskim teleskopem Subaru na Hawajach.
Image
Na chwilę obecną dysponujemy szczątkowymi informacjami na temat planety karłowatej 2018 V18. Badacze ustalili, że obiekt znajduje się około 18 miliardów kilometrów od Słońca (120 AU), tj. ponad 3,5 raza dalej, niż Pluton. 2018 V18 posiada różowawy kolor, co sugeruje, że może być pokryty lodem. Jego średnica wynosi 500 km i porusza się niezwykle wolno, przez co naukowcy będą potrzebowali nawet kilku lat, aby dokładnie określić jego orbitę.
Image
Planeta karłowata została odkryta w ramach poszukiwań słynnej Planety X. W październiku, ten sam zespół namierzył planetę karłowatą 2015 TG387 „Goblin”. Obiekty te są bardzo odległe i posiadają wspólny mianownik – jest nim ich specyficzna orbita, która sugeruje, że daleko za orbitą Plutona prawdopodobnie znajduje się Dziewiąta Planeta.
Badania przeprowadzone przez naukowca z Uniwersytetu Oksfordzkiego mogą dostarczyć odpowiedzi na jedną z tajemnic dotyczących ciemnej materii. Astrofizyk Jamie Farnes uważa, że ciemna materia i ciemna energia – dwa teoretyczne zjawiska, które według naukowców stanowią 95% Wszechświata – faktycznie istnieją razem. Nazywa się je „ciemnym płynem” charakteryzującym się ujemną masą.
Ujemna materia jest hipotetyczną formą materii, która popchnięta, przyspieszy w naszym kierunku. Idea nie jest całkiem nowa, ale wcześniej została wykluczona z powodu argumentu, że negatywna materia rozprzestrzeniałaby się i dlatego stałaby się mniej gęsta w miarę rozszerzania się Wszechświata. Jednak Kosmiczny Teleskop Hubble'a zauważył, że ekspansja Wszechświata nie zwalnia, ale nadal rośnie w przyspieszonym tempie.
Teoria Farnesa opiera się na „tensorze tworzenia”, który stale tworzy masy ujemne. W miarę rozszerzania się Wszechświata, ujemny płyn masowy nie rozcieńcza się, ponieważ powstaje go coraz więcej.
Image
Teoria ciemnego płynu przewiduje również zachowanie halo ciemnej materii. Większość galaktyk obraca się tak szybko, że powinny ulec rozerwaniu, co wskazuje na to, że w całości musi je utrzymywać niewidoczne halo ciemnej materii. W nowym badaniu przedstawiono symulację komputerową, która jest zgodna z obserwacjami wykonanymi za pomocą nowoczesnych radioteleskopów.
Astrofizyk ostrzega, że nowa koncepcja może być nadal błędna. Dodaje, że naukowcy słusznie kwestionują niektóre aspekty teorii, mimo, że wyjaśnia ona wiele tajemnic obserwowalnego Wszechświata.
Detektory LIGO i VIRGO namierzyły cztery zupełnie nowe źródła fal grawitacyjnych. Zaburzenia czasoprzestrzeni pojawiają się, gdy dochodzi do kolizji dwóch bardzo masywnych ciał niebieskich. Zwykle wykrywamy fale grawitacyjne, powstałe w wyniku zderzeń czarnych dziur, ale raz namierzyliśmy fale, które wyprodukowała kolizja dwóch gwiazd neutronowych.
Podczas seminarium Gravitational Wave Physics and Astronomy Workshop w College Park w stanie Maryland, które odbyło się 1 grudnia, naukowcy powiadomili o odkryciu czterech nowych źródeł fal grawitacyjnych. Podczas pierwszej rundy obserwacyjnej, która trwała od 12 września 2015 do 19 stycznia 2016 roku i została przeprowadzona przez detektor Advanced LIGO, wykryto fale grawitacyjne, pochodzące z kolizji trzech par czarnych dziur.
Druga runda obserwacyjna odbywała się między 30 listopada 2016 a 25 sierpnia 2017 roku. Astronomowie wykryli w tym czasie zakłócenia czasoprzestrzeni, spowodowane zderzeniem jednej pary gwiazd neutronowych i aż siedmiu par czarnych dziur. Wśród nich są cztery zupełnie nowe źródła fal grawitacyjnych, którym nadano odpowiednie nazwy - GW170729, GW170809, GW170818 i GW170823.
Zjawisko GW170729, odkryte 29 lipca 2017 roku, jest szczególne, gdyż wystąpiło prawie 5 miliardów lat temu i było związane z najbardziej masywnym źródłem fal grawitacyjnych, jakie kiedykolwiek zaobserwowaliśmy. Szacuje się, że doszło wtedy do przekształcenia energii niemal pięciu mas Słońca w promieniowanie grawitacyjne.
Image
Źródło: R. Hurt-Caltech/JPL
W przypadku zjawiska GW170818, naukowcy potrafili wskazać, że fale grawitacyjne pochodziły z kolizji dwóch czarnych dziur, oddalonych o 2,5 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Emisję fal grawitacyjnych wskazano na niebie z dokładnością 39 stopni kwadratowych.
Kolejna trzecia runda obserwacyjna rozpocznie się już na wiosnę 2019 roku. Naukowcy spodziewają się odkryć kolejne źródła fal grawitacyjnych, które pomogą nam lepiej zrozumieć funkcjonowanie Wszechświata.
Międzynarodowy zespół badawczy, któremu przewodzą astronomowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz, przyjrzał się pierwszym momentom śmierci odległej gwiazdy. Szczegółowej obserwacji dokonano w ramach projektu, skupiającego się na rozwiązaniu zagadki eksplozji gwiazd.
4 lutego 2018 roku, Kosmiczny Teleskop Keplera i teleskopy naziemne wykryły światło z odległej eksplodującej gwiazdy – supernowej SN 2018oh, znajdującej się w galaktyce spiralnej UGC 4780 ponad 170 milionów lat świetlnych od Ziemi. Kepler, który funkcjonował na resztkach paliwa, obserwował zmiany jasności umierającej gwiazdy, podczas gdy szereg teleskopów naziemnych wykrywał zmiany w kolorze i atomach.
Po połączeniu danych, uzyskanych przez wszystkie teleskopy, astronomowie zdobyli szczegółowy obraz pierwszych momentów śmierci gwiazdy i przy okazji zaobserwowali, że supernowa SN 2018oh zachowywała się dość nietypowo.
Image
Źródło: NASA
Typowa supernowa stopniowo zyskuje na jasności przez okres trzech tygodni, po czym powoli zanika. Tymczasem supernowa SN 2018oh wyraźnie rozjaśniła się już w ciągu kilku dni od eksplozji. Astronomowie doszli więc do wniosku, że ten nagły wzrost jasności wymaga dodatkowego źródła światła.
Naukowcy podejrzewają, że SN 2018oh to supernowa typu Ia. Jest to odmiana supernowej, powstającej w wyniku eksplozji białego karła, który „kradnie” materię z sąsiedniej gwiazdy. Gdy biały karzeł eksploduje, fala uderzeniowa wywiera wpływ na pobliską gwiazdę, powodując jej nagły wzrost jasności. Badacze nie mają jednak pewności, co było przyczyną eksplozji i nagłego wzrostu jasności, dlatego zamierzają kontynuować obserwacje.