Maj 2015

Uczeni mogą wkrótce zbudować drona VAMP, który wykona misję kosmiczną na Wenus

Amerykańska firma Northrop Grumman od ponad dwóch lat pracuje nad projektem bezzałogowca VAMP (Venus Atmospheric Maneuverable Platform), który mógłby zostać wysłany na planetę Wenus do celów badawczych. Specjaliści przejdą teraz z etapu planowania do konstruowania prototypowej maszyny.

 

Według obecnych założeń, dron VAMP będzie lekką maszyną w kształcie trójkąta o rozpiętości skrzydeł ponad 40 metrów i będzie mógł unieść niezbędne instrumenty naukowe o łącznej masie 200 kilogramów. Bezzałogowiec miałby zostać wystrzelony ze statku kosmicznego na Wenus, gdzie poruszałby się kilkadziesiąt kilometrów nad powierzchnią tej planety - w ciągu dnia będzie leciał wyżej, zaś w nocy zmniejszy wysokość lotu. 

 

Na pokładzie maszyny znajdowałyby się urządzenia, które pozwoliłyby na badania tamtejszej atmosfery, natomiast panele słoneczne umożliwią gromadzenie energii. Uważa się, że dron będzie mógł wykonywać swoją misję przez cały rok. Tak przynajmniej wyglądają obecne założenia a twórcy wciąż muszą rozwiązać kilka większych problemów. Nie wiadomo czy taki dron mógłby przetrwać w warunkach, jakie panują na planecie Wenus.

 

Northrop Grumman wraz z projektem VAMP chce wystartować w tym roku w programie New Frontiers, który należy do NASA. Amerykańskie instytucje naukowe i uniwersyteckie przesyłają swoje pomysły na misję kosmiczną. Jeśli projekt VAMP wygra, bezzałogowiec rozpocznie eksplorację atmosfery Wenus w ciągu najbliższych 6 lat. W 9-stopniowej skali TRL (Technology Readiness Levels), VAMP znajduje się na poziomie 3. Naukowcy mają przed sobą sporo pracy, ponieważ aby dostać się do wspomnianego konkursu, do 1 października ich projekt musi znaleźć się na poziomie 6.

 

 

Źródło: http://www.redorbit.com/news/space/1113391751/venus-exploring-inflatable-aircraft-may-soon-be-developed-051515/

Dodaj komentarz

70 000 lat temu do Układu Słonecznego zbliżyło się drugie Słońce

W czasopiśmie Science&vie opublikowano intrygujący artykuł, z którego wynika, że nasi przodkowie doświadczyli ekstremalnego przelotu czerwonego karła przez obszar uważany za część Układu Słonecznego. Doszło do tego mniej więcej 70 tysięcy lat temu, kiedy ludzkość była w powijakach. Drugą gwiazdą która do nas zawitała był czerwony karzeł z pobliskiego systemu gwiezdnego, który zbliżył się na odległość zaledwie 8 trylionów kilometrów.

 

Układ gwiezdny zwany Scholtz znajduje się obecnie około 20 lat świetlnych od Ziemi. Jednak około 70 tysięcy lat temu doszło do ekstremalnego zbliżenia do naszego układu planetarnego. Czerwony karzeł znalazł się w obłoku Oorta w odległości około 52 tysięcy AU, co odpowiada dystansowi 0,8 roku świetlnego. To pięciokrotnie bliżej niż najbliższa obecnie gwiazda Słońca, Proxima Centauri (odległość 4,2 roku świetlnego).

 

Grupa astronomów z USA, Europy, Chile i RPA, opublikowała ostatnio artykuł w Astrophysical Journal Letters. Wynika z niego, że po analizie prędkości i trajektorii układu Scholtza, można wywnioskować, że całkiem niedawni w geologicznej skali czasu, doszło do ekstremalnego zbliżenia drugiej gwiazdy do naszego Słońca.

 

Pojawienie się takiej dużej masy w obszarze znanym z przechowywania bardzo dużej ilości komet, asteroid i planetoid, musiało spowodować potężne zaburzenia grawitacyjne, które skutkowały niewątpliwie zmianą trajektorii licznych ciał niebieskich. Gwiazda Scholz emituje światło, które jest bardzo słabe. Masa tego karła to około 8% masy Słońca.

 

Binarne systemy gwiezdne to nie rzadkość we wszechświecie. Nawet Słońce jest podejrzewane o to, że ma towarzysza, o którym nasza ułomna astronomia jeszcze nic nie wie. Około połowa gwiazd w Drodze Mlecznej to systemy podwójne. Gwiazda Scholtza również ma kompana, brązowego karła, który ma masę około 6% masy Słońca. To też nieudana gwiazda, coś pośredniego między gazowym gigantem jak Jowisz i czerwonym karłem.

 

Oba te obiekty w układzie Scholtza są zbyt małe aby w którymkolwiek z nich zaszła odpowiedniej wielkości synteza jądrowa. Oznacza to również, że nie są zbyt jasne. Gdy Scholtz zbliżył się najbardziej był rzekomo gwiazdą 10 magnitudy. Skoro tak to obiekt był znacznie ciemniejszy niż poziom jasności, który jest w stanie dostrzec ludzki wzrok.

 

 

 

Dodaj komentarz

Ponad kilometrowa asteroida minie wkrótce naszą planetę

Zwykle asteroidy mijające Ziemię w niewielkich odległościach są obiektami o średnicach kilkuset metrów. Tym razem jednak zbliża się potężna asteroida wielkości 1/8 Mount Everestu. Zderzenie takiego ciała niebieskiego z naszą planetą byłoby zdarzeniem, które mogłoby spowodować nawet kres ludzkiej cywilizacji.

 

Asteroida 1999 FN53 ma około 1,5 kilometra średnicy należy do największych obiektów typu NEO (Near Earth Objects), czyli ciał niebieskich przelatujących w okolicy Ziemi. Największe zbliżenie, czyli perygeum nastąpi 14 maja bieżącego roku. Według astronomów asteroida 1999 FN53 przeleci obok i znajdzie się mniej więcej 26 razy dalej niż średnia odległość z Ziemi do Księżyca.

 

Obiekt ten jest niemal dziesięciokrotnie większy niż typowe znajdujące się w naszej okolicy kosmiczne skały. Nic dziwnego, że astronomowie traktują to jako doskonałą okazję do obserwacji radarowych. Przy tak dużym zbliżeniu można uzyskać całą sekwencję zdjęć powierzchni tego ciała niebieskiego wykonanych dzięki radarowi NEO w Goldstone w USA.

 

Gdyby coś takiego upadło na Ziemię wywołałoby to eksplozję rzędu milionów megaton TNT, co równałoby się ze śmiercią nawet 1,5 miliarda ludzi. Tego typu ciała niebieskie zwykle wpadają w atmosferę z dużą prędkością, niekiedy przekraczającą 50 tysięcy km/h.

 

 

 

Dodaj komentarz

Astronomowie zaobserwowali zmiany atmosferyczne na superziemi 55 Cancri e

Uczeni z Uniwersytetu Cambridge po raz pierwszy zidentyfikowali zachodzące zmiany atmosferyczne na odległej planecie skalistej. W tym przypadku mowa jest o superziemi 55 Cancri e. Spekuluje się, że tak znaczne zmiany na tej egzoplanecie zostały spowodowane aktywnością wulkaniczną.

 

Badania były prowadzone przy pomocy Kosmicznego Teleskopu Spitzera. 55 Cancri e, która znajduje się 40 lat świetlnych od nas, była obserwowana przez dwa lata. Planeta ta nazywana jest superziemią, gdyż jest dwa razy większa od Ziemi a jej masa jest nawet osiem razy większa. Jej orbita znajduje się bardzo blisko gwiazdy - pełny obrót wokół niej zajmuje tylko 18 godzin. Co więcej, 55 Cancri e zachowuje się niczym Księżyc względem Ziemi, czyli jej jedna strona jest stale zwrócona w kierunku gwiazdy.

 

Na stronie dziennej tej superziemi zaobserwowano drastyczne zmiany w temperaturze, która waha się od 1000 do 2700 stopni Celsjusza. Uczeni będą prowadzić kolejne badania. Jedna z wysuniętych teorii zakłada, że zmiany mogły zostać spowodowane aktywnością wulkaniczną, która powoduje wyrzut znacznych ilości gazów i pyłu do atmosfery.

 

Dotychczasowe obserwacje superziemi 55 Cancri e sugerowały, że planeta ta może składać się z diamentów, jednak najnowsze odkrycie powoduje iż uczeni zaczynają oddalać się od tego twierdzenia. Dziś uważa się, że na tej egzoplanecie może być znaczna aktywność wulkaniczna - nawet większa niż na księżycu Io.

 

 

Źródło: http://www.cam.ac.uk/research/news/astronomers-find-first-evidence-of-changing-conditions-on-a-super-earth

Dodaj komentarz

Sonda Messenger rozbiła się o powierzchnię Merkurego

Po czterech latach badań pierwszej planety w Układzie Słonecznym,  Merkurego, sonda kosmiczna Messenger należąca do NASA, rozbiła się o powierzchnię planety.

 

Uderzenie w Merkurego nie było wynikiem awarii, ponieważ zostało zaplanowane jako finał tej misji. Deorbitacja rozpoczęła się gdy Messenger wyczerpał całe paliwo. Ziemskie urządzenie w końcu spadło na powierzchnię Merkurego.

 

Sonda rozbiła się na niewidocznej z Ziemi półkuli tej planety. Jak podaje NASA, Messenger uderzył z prędkością 14 tysięcy km/h i wybił w powierzchni krater o średnicy około 16 metrów.

Sonda Messenger była bardzo udanym i niezawodnym statkiem kosmicznym. Inżynierowie z NASA z żalem przyjęli, że to już koniec tej misji. W trakcie czterech lat na orbicie Merkurego, Messenger wykonał ponad 270 tysięcy zdjęć. Przyczynił się też do tego, że odkryto wodę w formie lodu na biegunach Merkurego.

 

 

 

Dodaj komentarz